Ray Donovan wreszcie łapie wiatr w żagle, prezentując nam odcinek dużo lepszy od tego, co do tej pory widzieliśmy w szóstym sezonie.
Donovanovie, jak na osoby z krwi i kości przystało, w końcu nabierają głębi i zaczynają cierpieć, reagując na toczące się wydarzenia. Jako że sytuacja w okół poszczególnych bohaterów jest coraz bardziej dramatyczna, postacie co rusz są haratani przez życie. Mimo że żal nam Raya, Terry’ego, Bridget i pozostałych, serce rośnie, gdy widzimy, że twórcy nie zapomnieli, jak się angażuje emocjonalnie widzów w opowiadaną historię. Wisienką na torcie tego podejścia jest zakończenie, podczas którego silny i niezwyciężony Ray ląduje w szpitalu psychiatrycznym. To nowość w podejściu do tej postaci – ostateczny krok w dekonstrukcji archetypu twardziela spod ciemnej gwiazdy.
W najnowszym odcinku, Ray jest słaby jak nigdy dotąd i bardzo mu z tym do twarzy. Wyniszczony przez niespełnione ambicje i wewnętrzne demony jest również Terry, który w końcu dostaje wystarczającą ilość czasu ekranowego, aby odpowiednio się rozwinąć. Co ciekawe, tym razem świetnie wypada również Bridget. Dziewczyna pod wpływem impulsu postanawia odciąć się od swojego ojca i rozpocząć wszystko od nowa z mężczyzną, którego kocha. Jej dążenia są logiczne, zrozumiałe i sensowne. Wreszcie czuć, że wątek córki Raya nie jest wpychany na siłę do fabuły, a stanowi jej integralną część. To przecież zachowanie Bridget było jedną z przyczyn załamania Donovana.
Paradoksalnie fabuła traci na impecie, gdy stara się wejść w buty sensacyjnego thrillera. Gdy emocje targające bohaterami i relacje pomiędzy nimi schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca wątkom skradzionych pieniędzy czy politycznej rozgrywki, robi się mniej ciekawie. Po raz kolejny zawodzi Mickey Donovan, snujący się wciąż bez sensu pomiędzy kolejnymi lokacjami. Samantha Winslow nadal nie jest wiarygodna jako czarny charakter. W powyższych przypadkach jest jednak potencjał na ciekawe rozwiązania fabularne. Być może plątanina Mickeya to pewien rodzaj ewolucji charakterologicznej. Bohater gubi sens w życiu. Chęć wzbogacenia się za wszelką cenę traci na znaczeniu, gdy Mickey, patrząc w przeszłość, widzi pustkę. Miotany wątpliwościami decyduje się zbliżyć do rodziny, ale synowie już od dawna mają go za degenerata. Z kolei machinacje Winslow doprowadzają do śmierci osoby bliskiej Lenie. Ta, będąca do tej pory wierna Rayowi, wypowiada brutalne słowa, obwiniając go o wszystko, co złe.
W świetle tego Winslow jawi się jako siła napędowa upadku Raya. To przecież Samantha szepcze Donovanowi do ucha, że gdyby nie on, to znajoma Leny wciąż by żyła. Agonia głównego bohatera jest najbardziej interesującym motywem bieżącego odcinka. Protagonista stacza się kilkukrotnie, ale chyba najmocniej wypada brutalne potraktowanie Bunchy’ego, gdy ten próbuje przywłaszczyć sobie pieniądze Winslow. Bardzo dobrze prezentuje się również rozmowa Bridget z ojcem, podczas której Ray zdaje sobie sprawę, że jego rodzina rozpadła się raz na zawsze. Zaczynają nękać go demony przeszłości, wynikiem czego bohater załamuje się definitywnie.
Nowy Jork okazuje się piekłem dla specjalisty od brudnej roboty. Ostatecznym przystankiem podczas autodestrukcyjnej podróży
Ray Donovan. Bohater traci kontrolę nad sytuacją. Pada ofiarą krwiożerczej Winslow oraz skorumpowanych funkcjonariuszy prawa. Droga ku zatraceniu to jednak nie tylko jego domena. Również Terry dąży ku samozagładzie. Bunchy już od dawna znajduje się na dnie, a Mickey wciąż nie może przestać się pogrążać.
Smutny los Donovanów zostaje skwitowany w bardzo sugestywnej sekwencji finałowej, podczas której serial nabiera naprawdę ponurego charakteru. Ray Donovan zawsze był mroczną produkcją, ale finał omawianego odcinka jest wyjątkowo posępny. Dzięki temu opowieść w odpowiednich momentach wywołuje ciarki na plecach. Był to zdecydowanie najlepszy epizod w bieżącej serii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h