Przez całą długość odsłony obserwujemy braci Donovan podczas ich prób poradzenia sobie z informacją o śmierci ojca. Część z nich popada w melancholię, inni szybciej przechodzą do porządku dziennego z tym faktem. Ray trzyma fason i udaje twardziela, aż do ostatnich minut, kiedy to pozwala sobie na chwilę szczerości. Panowie żegnają zmarłego ojca. Robią to zarówno z żalem, jak i pewną ulgą oraz nadzieją. Mickey był ciernią, która wywoływała ból i cierpienie. Bohaterowie musieli jednak z nim żyć na dobre i na złe, bo w końcu łączyły ich więzy krwi. Ostatnie minuty epizodu to stypa niosąca optymistyczną konkluzję. Cierń została wyjęta, ość usunięta – może teraz będzie się żyło lepiej? Otóż nie. W finałowych sekundach odcinka tatuś powraca, przynosząc Donovanom tonę kolejnych kłopotów. Reakcja Raya jest adekwatna do sytuacji. Twórcy zażartowali sobie zarówno z braci Donovanów, jak i widzów, którzy łudzili się, że dziadek definitywnie opuścił ziemski padół. Nic z tych rzeczy. Mickey jest nieśmiertelny, o czym przekonujemy się po raz kolejny. Oczywiście, w kolejnym odcinku może okazać się, że mamy tu do czynienia z nocną marą lub kolejną wizją Terry’ego. Serial posmakował w cliffhangerach i surrealizmie, więc wszystko jest możliwe. Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak powrót na fabularne „stare śmieci” i podróż do końca sezonu drogą wytyczoną przez wcześniejsze serie. Niestety, ta perspektywa nie nastraja optymistyczne. Obserwując wątki, które właśnie się rozpoczynają, można mieć poważne obawy co do poziomu nadchodzącej opowieści. Bunchy zostaje miejscowym herosem po tym, gdy ratuje przed napadem sklep, w którym pracuje. Terry doświadcza profetycznych wizji, co czyni z niego kogoś na kształt guru. Daryl nawiązuje dobrze rokującą znajomość, Bridget ponownie wkłada buty swojego ojca, a Ray znów zagląda do butelki. Gdzieś w tle toczy się dochodzenie w sprawie odnalezionych głów skorumpowanych gliniarzy, a burmistrz rozgrywa własną partię szachów. Dzień jak co dzień u Raya Donovana, szkoda tylko, że tym razem zabrakło większych emocji. Żaden z wątków dobrze nie rokuje, ponieważ na pierwszy rzut oka nic nie jest w stanie zmienić status quo, które trwa już od wielu sezonów. Co przyjdzie Brendanowi po pięciu minutach sławy? Gość przeżył dosłownie wszystko i niezależnie, w jakie bagno go twórcy wpakują, jego los już dawno jest przypieczętowany. Terry i jego wizje to już zupełnie kuriozum. Najbardziej przyziemny i pragmatyczny gość odlatuje w kosmos. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowe fanaberie i bohater szybko wróci na Ziemię. W świetle powyższego najlepiej wypada Ray. Bohater porzuca życie pozbawione agresji i znów trafia na drogę ku samodestrukcji. W najnowszym sezonie twórcy stosują zabieg, który prawdopodobnie będzie powracać cyklicznie. Wizyty u psychoterapeuty, granego przez Alana Aldę, pozwalają pokazać, co bohaterowi w duszy gra. Do tej pory milczący Ray krył przed nami uczucia. Musieliśmy się domyślać emocji, które nim targają. Teraz dostajemy wszystko na tacy, ponieważ Ray zdradza doktorowi Amiotowi największe sekrety. Z jednej strony to dobrze, ponieważ historia staje się jasna i klarowna. Z drugiej, takie wyłożenie kawy na ławę odziera produkcję z psychologicznych aspektów, które zmuszały widzów do główkowania. Teraz Ray mówi nam, jak jest, dzięki czemu nie musimy za bardzo wgłębiać się w życie wewnętrzne głównego bohatera. Mickey Donovan może okazać się zarówno gwoździem do trumny bieżącego sezonu, jak i jego wybawcą. Nagły powrót dziadziusia na pewno da niezłego kopa fabularnego toczącym się wydarzeniom. Sęk w tym, że impet może przenieść serial w rejony, które już znamy aż za dobrze. Na tym etapie opowieści trudno odgadnąć, co przyszykowali dla nas twórcy. Przyznać trzeba im jednak, że cliffhanger z ostatnich sekund zadziałał, jak należy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj