Na samym początku dostajemy świetny komiks o nowych przygodach Valeriana i Laureliny (nadmienić tu trzeba, że 23 stycznia zmarł ich oryginalny współtwórca, Jean-Claude Mézières). Widać w nim nawiązania do teraźniejszości: media społecznościowe, klonowanie Laureliny w różnych wersjach dla rozerotyzowanych fanów, np. pielęgniarka, półnaga kowbojka, barbarzyńska wojowniczka czy też króliczek i sprzedaż tego na forach, etc. Dla mnie osobiście hitami były bomba polonowa w czterokolorowym długopisie i dwa mikropaństwa na wypolerowanych jądrach robota, pana Zi-pone, notabene jednej z jaśniejszych postaci historii. Wiejska sielanka to z kolei czarno-biały thriller o podróży autostopem z dość zaskakującym zakończeniem. W tle medium, które pomaga policji. Saga marsjańska to również komiks utrzymany w czerni i bieli. Opowiada o rozbitku ze statku kosmicznego, który z resztką tlenu wałęsa się po Czerwonej Planecie, napotykając w końcu plemię autochtonów. Też z ciekawym zakończeniem (nie dla rozbitka). Kill Psiagłowa to postać ze słynnego Incala Jodorowsky’ego, która uzyskała własną serię. Tutaj Kill błądzi między jawą a snem, nielubiany zbytnio przez wszystkie byłe kochanki i dziesiątki porzuconych dzieci. Dalej jest Inwazja tego samego autora, jak w zwykle w jego specyficznym klimacie i stylistyce, tutaj o bardzo przebiegłym podboju planet przez pewną rasę. Dryfy to z kolei cztery minikomiksy Andreasa, rysowane do scenariuszy różnych twórców (Turysta to półsurrealistyczna opowiastka, Zagłada to historia o bezowocnym poszukiwaniu innych cywilizacji przez ludzkość, Łamigłówka jest kryminałem, a Zmierzch to mocno zakręcony komiks o pewnym party).
Źródło: Labrum
Dwadzieścia do jednego to historia miłości boksera, która doprowadza go do zguby. Polskich szortów na szczęście tym razem mniej, więc nie będę się znęcał. Do tego wszystkiego newsy i zimowy top Relaxu, a w publicystyce dwa ciekawe teksty: jeden o historii i twórczości Andreasa Martensa (prezentowanego w tym albumie, jak wspomniałem powyżej, ale najbardziej znanego z Rorka), a drugi to dzieje magazynów komiksowych od połowy XIX wieku. Nie rozumiem tylko dlaczego w zestawieniu polskich zabrakło Fantasy Komiksu, który był bardzo ciekawym projektem i miał więcej wydanych tomów niż wiele innych magazynów próbujących utrzymać się na krajowym rynku.
Trzeba przyznać, że Relax trzyma fason, a nawet można rzec, że idzie dziarsko do przodu i zawartość ma coraz lepszą. Tę całą beczkę miodu psuje łyżka dziegciu - czyli polscy twórcy, którzy wypadają wyjątkowo blado przy zagranicznych kolegach, a także konflikt, który narósł wokół magazynu i spowodował, że niepewny był jego dalszy los.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj