Wydawałoby się, że dwa poprzednie tomy egmontowego Relaxu w pełni zaspokoiły czytelnicze tęsknoty, przywołując nostalgiczne wspomnienia z szarej rzeczywistości PRL-u. Trzecia odsłona udowadnia, że w rzeczywistości tych wspomnień wciąż jest nam mało.
Dużo radości jakiś czas temu przyniosła zapowiedź trzeciej części antologii wraz z zaprezentowaną okładką. Ponownie zostały poruszone ukryte, a jednak czułe struny estetycznej, dziecięcej wrażliwości za sprawą kolejnych, przypomnianych kadrów. Jednak nic nie da się porównać z momentem, kiedy ten wehikuł czasu zabierający nas do kolorowej, komiksowej przeszłości dostajemy do rąk. Zapomina się wówczas o całym świecie, przed lekturą szczegółowo kartkując album, sprawdzając, jakie skarby udało się tym razem umieścić w nim egmontowym redaktorom.
Wykopalisko to nader ciekawe, bo inaczej niż w poprzednich tomach antologii, skupione na propagandowej stronie kultowego magazynu. Stawkę otwiera rozbudowany fabularnie, długi jak na standardy
Relaxu Wywiadowca XX wieku. Opowieść, która lata temu raczej nie emocjonowała młodych czytelników, mocniej skupiających się na rozrywkowych punktach magazynu. W
Wywiadowcę XX wieku trudno bowiem wejść, jest to przeładowana tekstem laurka dla radzieckiego agenta, pochodzącego z ówczesnych Niemiec intelektualisty, Richarda Sorge. Z każdym odcinkiem staje się jednak bardziej ciekawa, prezentując inne niż popularne u nas geopolityczne spojrzenie na świat z pierwszej połowy dwudziestego wieku, bo skupione na Dalekim Wschodzie.
W ilustrowaniu relaxowych propagandówek prym wiódł Jerzy Wróblewski , znajdziemy tu aż siedem opowieści z jego rysunkami, z których najbardziej w pamięci pozostała
Czterej na drodze śmierci, dramatyczna historia o zgubionych na północnych morzach czterech członkach załogi radzieckiej barki, z wieloma pamiętnymi kadrami - ze sztormem, z pojawiającym się nagle wielorybem czy z krojeniem na długie plastry pasków od spodni, by później ugotować je i zjeść. W tych dwudziestowiecznych historiach Wróblewski skupiał się przede wszystkim na wizualnej atrakcyjności i oddaniu wagi i dramatyzmu wydarzeń. I choć jedne mniej, inne dużo bardziej rażą nas propagandową treścią, to rysunki polskiego mistrza potrafią ją obłaskawić.
Historii w trzecim tomie Relaxu jest zresztą dużo więcej, to z pewnością przewodnia tematyka tej odsłony antologii. Mamy tu bowiem znane z pierwszych odsłon magazynu opowieści stworzone przez Leszka Moczulskiego i Szymona Kobylińskiego o bardzo odległych w czasie wydarzeniach na polskich ziemiach, jak
Poselstwo do Gniezna czy
Do grodu Kraka. Trochę chaotyczne fabularnie, wywołują większe emocje, w momentach kiedy Kobyliński przechodzi do plansz pokazujących bardziej wartką akcję. Zaś najprzyjemniej czyta i ogląda się Kobylińskiego w jego cyklu
Historia z uśmiechem, w którym to prezentuje nam szereg anegdot, ilustrowanych co prawda oszczędnie, ale z pełną świadomością idealnej, graficznej puenty tekstu.
Przy tym zalewie poważnych, historycznych tematów ( a mamy tu jeszcze inne wędrówki w przeszłość z rysunkami Marka Szyszki i Wojciecha Parzydły) bardziej zwracamy uwagę i lepiej odnajdujemy się w innej tematyce czy estetyce. Szczególne wrażenie robi przede wszystkim seria
Bionik Jaga z pamiętnymi rysunkami (można by powiedzieć, innymi niż wszystkie) Marka Karnowskiego i przeładowanym nowinkami technicznymi scenariuszem Roczka. W tej serii, im dalej tym jest lepiej, a całość przypominać zaczyna klimatem
Z Achiwum X, tyle że bardziej jej do technothrillera.
Na finał tego podsumowania zostają jeszcze szczególne perełki. Jak zwykle niezawodny jest Janusz Christa w niezapomnianych
Bajkach dla dorosłych i nastrojowym i tajemniczym zarazem
Łabędziu. Wiele wspomnień przywołują
Przybysze - bo przecież Rosiński rysuje tu kosmitów jadących polskim lasem na furmance spolegliwego rolnika. Krotki, humorystyczny przerywnik Witolda Parzydły w postaci
Ja mam czas jest jak najbardziej wskazany. Ale chyba w tym numerze
Relaxu najwięcej pozytywnych wrażeń przynosi przygodowa i jednocześnie absurdalna historia
Niezwykłe wakacje, pełna niewymuszonego humoru i świetnie nakreślonych postaci, chyba najlepiej odpowiadająca potrzebom ówczesnego, młodego czytelnika.
Dzisiaj ci dawni czytelnicy
Relaxu mają już sporo lat na karku, ale nie jest to żadną przeszkodą, by dalej ekscytować się historiami z magazynu, który niegdyś kształtował ich popkulturową wrażliwość. Z tego, co dobre, wyciągali zgodnie z zamierzeniami twórców to, co dobre. Z tego, co propagandowe, w zasadzie też, odsiewając ideologiczne wtręty i skupiając się na tym, co w tych historiach było porywające i poruszające. Ot choćby genialny układ kadrów z trzydziestej strony niniejszego numeru, wyjętych z
Wywiadowcy XX wieku, a pochodzących jakby z zupełnie innej (można by powiedzieć, że z rasowo gangsterskiej) opowieści. I z takich obrazków zapamiętamy nieodżałowanego Jerzego Wróblewskiego. A wraz z nim całą plejadę twórców, dzięki którym dzieciństwo nabierało wtedy blasku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h