NBC nie ma szczęścia do dramatów z ciągłą fabułą. Od czasu pierwszego sezonu Heroes nie udało się im zakupić serialu, który trzymałby w napięciu co odcinek. The Event zapowiadało się świetnie, ale jego produkcję zakończono na pierwszym sezonie. O wpadkach w stylu The Playboy Club, Awake, czy The Cape nie wypada wspominać, ale przynajmniej w 50% winę za niepowodzenia tych seriali odpowiada sama stacja (kiepskie miejsce w ramówce, słaba promocja, brak szans na rywalizację z konkurencją). Revolution to kolejna próba NBC na serial dramatyczny, który ma szansę przetrwać dłużej, niż jeden sezon. Czy mu się to uda?
Co wspólnego łączy takie seriale jak: Terra Nova, FlashForward, The Event i Falling Skies? Interesujący koncept fabularny, który daje nadzieję na naprawdę dobrą historię. Revolution ma w sobie coś z każdego z wymienionych seriali. Z FlashForward podebrano motyw z „blackoutem”, czyli z zaćmieniem, z Terra Nova i Falling Skies głównych bohaterów, czyli nastolatków/rodzinę, która musi radzić sobie w kompletnie nowej rzeczywistości. Z kolei z The Event charakterystyczną tajemniczość i konspirację. Oglądając pilotowy odcinek Revolution naszło mnie jeszcze sporo skojarzeń z serialem CBS – Jericho. Podobieństw do innych seriali dramatycznych z ciągłą fabułą jest wiele, ale czy Revolution wnosi do telewizji coś nowego?
[image-browser playlist="598806" suggest=""]
©2012 NBC
Natłok sprawdzonych i oklepanych schematów jest w tej produkcji gigantyczny. Czy jest w tym wina twórców? Niekoniecznie. Pomysłów na seriale, które pokazują świat po globalnej katastrofie było wiele. Smaczki i porównania wyłapują tylko wielcy fani serialowi (tacy jak ja), ale czy dla przeciętnego, amerykańskiego widza będzie to miało jakiekolwiek znaczenie? Jestem przekonany, że nie, nawet kiedy Revolution korzysta z oklepanego schematu retrospekcji, który pojawiał się już w wielu telewizyjnych dramatach.
O ile koncept serialu, czyli pokazanie życia bez elektryczności jest całkiem intrygujący, kompletnie zawiodłem się na konstrukcji pilotowego odcinka. Nie mam pojęcia, kto zaakceptował taką wersję pierwszego epizodu do emisji. Dlaczego nie poprawiono scenariusza i nie zdecydowano się na dokręcenie kilku scen? Według mnie podstawowym błędem jest zmieszczenie wszystkich najważniejszych wydarzeń z pilota w 40 minutach odcinka. Taki serial jak Revolution, ze stosunkowo skomplikowaną fabułą i sporą ilością wątków zasługiwał na dwugodzinną (!) premierę. Dzięki temu z większym spokojem można byłoby śledzić fabułę, zrozumieć z niej nieco więcej, być może wprowadzić też kilka dodatkowych postaci.
[image-browser playlist="598807" suggest=""]
©2012 NBC
Tymczasem w pilocie Revolution panuje totalny chaos. Cóż z tego, że w kolejnych odcinkach będą pojawiać się wspomniane retrospekcje, które pokażą więcej z dnia, w którym nagle cała nasza planeta, dosłownie – zgasła. Scenarzyści ledwo co byli w stanie zaznaczyć obecność kilku bohaterów, by później przenieść się o 15 lat do przodu, zabić jednego z nich, uprowadzić drugiego tylko po to, by trzeci bohater (a właściwie bohaterka) ruszyła na ratunek. Chaos!
Mam w pamięci pilotowe odcinki wspomnianych przeze mnie wcześniej seriali podobnych do Revolution. Po świetnych zapowiedziach i niezłym koncepcie, pilot był w stanie zaciekawić. Cały problem pojawiał się później, kiedy poziom (i tym samym oglądalność) zaczynał spadać, co kończyło się anulowaniem. Mam w sobie coś z naiwniaka i wierzę, że z Revolution będzie inaczej. Bardziej spartolić się tego pilota nie dało. NBC włożyło masę pieniędzy i sił w promowanie tego serialu. Produkcję można było oglądać w internecie już dwa tygodnie przed premierą na nbc.com. Revolution było też obecne na wielu platformach internetowych, tylko po to, by zainteresować serialem maksymalną liczbę Amerykanów. Wygląda na to, że się to udało – 11 mln przed telewizorami to wynik niezły. Z pomocą „The Voice” jest szansa na powtórzenie sukcesu Smash. I co ważne – pierwszy sezon będzie krótki – tylko 13 odcinków. Bez zapychaczy, rozciągania fabuły i innych dupereli, które zniszczyły już wiele ciekawie zapowiadających się seriali dramatycznych.
Abrams, Kripke – trzymam kciuki!