W najnowszym odcinku Riverdale Miasteczko Twin Peaks spotyka Beverly Hills 90210, a House of Cards Dynastię. Dzięki temu wciąż możemy delektować się gatunkowym miszmaszem przyprawionym sporą dawką groteski i kontrolowanego kiczu.
W omawianym epizodzie ma miejsce wiele istotnych fabularnie wydarzeń. Posępny Chic pokazuje swoją prawdziwą, niepokojącą twarz, Lodge’owie rozpoczynają kampanię wyborczą, w rezydencji Blossomów dochodzi do tragedii, Archiego odwiedza dawno niewidziana mama, a Jugghead inauguruje strajk głodowy. Akcja pędzi na złamanie karku, ale na szczęście serial ani ma moment nie traci swojego specyficznego stylu. Można odnieść wrażenie, że zbacza nieco z torów, eksploatując wątek polityczny, ale w kluczowych momentach, rivendale’owska estetyka wraca ze zdwojoną siłą.
Tym razem najmocniej i najbardziej sugestywnie jest w rezydencji Blossomów. Biedna Cheryl staje się ofiarą własnej rodziny. Nie pomaga ani zaproszenie na nocowanie przyjaciółek (scena czesania - aż palce lizać), ani nowe, rodzące się uczucie między dwiema nastolatkami. Splot nieszczęśliwych wydarzeń sprawia, że bohaterka kończy w przybytku dla obłąkanych. Jej finałowa, psychotyczna stylizacja, zainspirowana kultowym wizerunkiem Harley Queen, to jedno z wielu mrugnięć do fanów popkultury.
Ze świeczką szukać tak dobrze nakreślonych psychologicznie postaci w
Riverdale, jak Cheryl Blossom. Podczas gdy w każdym kolejnym odcinku Archie i ekipa powielają stereotypy i realizują kolejne schematy zachowań, działań Cheryl nie da się przewidzieć. Kobieta o wielu twarzach z naprawdę mroczną, niepokojącą przeszłością. Czyż to nie esencja
Riverdale? Poza tym w młodzieżowych, poprawnie politycznych produkcjach nie często pojawiają się tak dysfunkcyjne rodziny jak Blossomowie. Oczywiście
Riverdale przegina w tym segmencie do granic możliwości, ale właśnie dzięki temu ta produkcja ma taki unikatowy charakter.
Poprawnie działa również konflikt między Betty i Chicem. Rywalizacja rodzeństwa jest zarówno zabawna, jak i niepokojąca. Aktor wcielający się w syna marnotrawnego Cooperów ma pewien obłęd w oczach, dzięki czemu idealnie sprawdza się jako wykolejony psychopata. Miło też oglądać Betty w roli wyrachowanej femme fatale, która nie cofnie się nawet przed straszeniem brata zapalniczką. Scena konfrontacji rodzeństwa i ich matki, gdzie pani Cooper dowiaduje się, iż jej córka jest aktywna seksualnie, jest tak głupia, że ręka sama składa się do epickiego facepalmu. Ponownie jednak, w jakiś dziwaczny sposób, wpisuje się ona w stylistykę
Riverdale, dzięki czemu staje się zaletą, a nie wadą serialu.
Spora część odcinka poświęcona jest kampanii wyborczej Lodge’ów. W kilku ostatnich odsłonach
Riverdale zaczyna mocno politykować, co odbija się na estetyce serialu. Klasyczna teen drama schodzi gdzieś na dalszy plan, a w jej miejsce pojawiają się machinacje i spiski, charakterystyczne dla produkcji poruszających temat walki o władzę. Aby uatrakcyjnić opowieść, twórcy plączą sojusze i rozbudowują konflikty w taki sposób, aby całość sprawiała wrażenie skomplikowanej intrygi.
Archie z Hiramem przeciwko swojemu ojcu, Veronica przeciwko Juggheadowi, Jugghead przeciwko Archiemu…Takie gmatwanie relacji kreuje obraz wielopłaszczyznowych działań strategicznych, ale i tak łatwo przewidzieć ich finał. W takich momentach kłania się jednowymiarowość postaci. Archie, Veronica, Betty i Jugghead są przecież krystalicznie dobrzy. Mimo brutalnej rzeczywistości zawsze postąpią właściwie, pokonując przy okazji wszystkie przeciwności losu. Dlatego też wątek polityczny w pewnych momentach nie działa jak należy.
Riverdale powinno skupić się na kontynuowaniu zabawy formą teen dramy, a nie na zakładaniu bohaterom butów wytrawnych polityków.
Lodge’owie przejmują miasto, a Veronica chce rządzić szkołą. Przeciwko monopolowi tej despotycznej rodziny staje Jugghead, Fred Andrews i kilkoro innych. Archie, jak zwykle w rozkroku, próbuje odnaleźć się w tym wielkim bałaganie. To swoiste
House of Cards dla nastolatków to
clue omawianego odcinka, jednak dużo lepiej wypada psychotyczny wątek Chica i ponura historia rodu Blossomów. Paradoksalnie
Riverdale staje się najciekawsze, gdy eksploatuje w swoim dziwacznym i groteskowym stylu ciemność, mrok i zło. Nikt nas nie przekonuje, abyśmy traktowali tym podobne motywy na serio. Dzięki temu bajka o Archiem wciąż pozostaje po prostu bajką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h