Riverdale: sezon 2, odcinek 16 – recenzja
W najnowszym odcinku Riverdale Miasteczko Twin Peaks spotyka Beverly Hills 90210, a House of Cards Dynastię. Dzięki temu wciąż możemy delektować się gatunkowym miszmaszem przyprawionym sporą dawką groteski i kontrolowanego kiczu.
W najnowszym odcinku Riverdale Miasteczko Twin Peaks spotyka Beverly Hills 90210, a House of Cards Dynastię. Dzięki temu wciąż możemy delektować się gatunkowym miszmaszem przyprawionym sporą dawką groteski i kontrolowanego kiczu.
W omawianym epizodzie ma miejsce wiele istotnych fabularnie wydarzeń. Posępny Chic pokazuje swoją prawdziwą, niepokojącą twarz, Lodge’owie rozpoczynają kampanię wyborczą, w rezydencji Blossomów dochodzi do tragedii, Archiego odwiedza dawno niewidziana mama, a Jugghead inauguruje strajk głodowy. Akcja pędzi na złamanie karku, ale na szczęście serial ani ma moment nie traci swojego specyficznego stylu. Można odnieść wrażenie, że zbacza nieco z torów, eksploatując wątek polityczny, ale w kluczowych momentach, rivendale’owska estetyka wraca ze zdwojoną siłą.
Tym razem najmocniej i najbardziej sugestywnie jest w rezydencji Blossomów. Biedna Cheryl staje się ofiarą własnej rodziny. Nie pomaga ani zaproszenie na nocowanie przyjaciółek (scena czesania - aż palce lizać), ani nowe, rodzące się uczucie między dwiema nastolatkami. Splot nieszczęśliwych wydarzeń sprawia, że bohaterka kończy w przybytku dla obłąkanych. Jej finałowa, psychotyczna stylizacja, zainspirowana kultowym wizerunkiem Harley Queen, to jedno z wielu mrugnięć do fanów popkultury.
Ze świeczką szukać tak dobrze nakreślonych psychologicznie postaci w Riverdale, jak Cheryl Blossom. Podczas gdy w każdym kolejnym odcinku Archie i ekipa powielają stereotypy i realizują kolejne schematy zachowań, działań Cheryl nie da się przewidzieć. Kobieta o wielu twarzach z naprawdę mroczną, niepokojącą przeszłością. Czyż to nie esencja Riverdale? Poza tym w młodzieżowych, poprawnie politycznych produkcjach nie często pojawiają się tak dysfunkcyjne rodziny jak Blossomowie. Oczywiście Riverdale przegina w tym segmencie do granic możliwości, ale właśnie dzięki temu ta produkcja ma taki unikatowy charakter.
Poprawnie działa również konflikt między Betty i Chicem. Rywalizacja rodzeństwa jest zarówno zabawna, jak i niepokojąca. Aktor wcielający się w syna marnotrawnego Cooperów ma pewien obłęd w oczach, dzięki czemu idealnie sprawdza się jako wykolejony psychopata. Miło też oglądać Betty w roli wyrachowanej femme fatale, która nie cofnie się nawet przed straszeniem brata zapalniczką. Scena konfrontacji rodzeństwa i ich matki, gdzie pani Cooper dowiaduje się, iż jej córka jest aktywna seksualnie, jest tak głupia, że ręka sama składa się do epickiego facepalmu. Ponownie jednak, w jakiś dziwaczny sposób, wpisuje się ona w stylistykę Riverdale, dzięki czemu staje się zaletą, a nie wadą serialu.
Spora część odcinka poświęcona jest kampanii wyborczej Lodge’ów. W kilku ostatnich odsłonach Riverdale zaczyna mocno politykować, co odbija się na estetyce serialu. Klasyczna teen drama schodzi gdzieś na dalszy plan, a w jej miejsce pojawiają się machinacje i spiski, charakterystyczne dla produkcji poruszających temat walki o władzę. Aby uatrakcyjnić opowieść, twórcy plączą sojusze i rozbudowują konflikty w taki sposób, aby całość sprawiała wrażenie skomplikowanej intrygi.
Archie z Hiramem przeciwko swojemu ojcu, Veronica przeciwko Juggheadowi, Jugghead przeciwko Archiemu…Takie gmatwanie relacji kreuje obraz wielopłaszczyznowych działań strategicznych, ale i tak łatwo przewidzieć ich finał. W takich momentach kłania się jednowymiarowość postaci. Archie, Veronica, Betty i Jugghead są przecież krystalicznie dobrzy. Mimo brutalnej rzeczywistości zawsze postąpią właściwie, pokonując przy okazji wszystkie przeciwności losu. Dlatego też wątek polityczny w pewnych momentach nie działa jak należy. Riverdale powinno skupić się na kontynuowaniu zabawy formą teen dramy, a nie na zakładaniu bohaterom butów wytrawnych polityków.
Lodge’owie przejmują miasto, a Veronica chce rządzić szkołą. Przeciwko monopolowi tej despotycznej rodziny staje Jugghead, Fred Andrews i kilkoro innych. Archie, jak zwykle w rozkroku, próbuje odnaleźć się w tym wielkim bałaganie. To swoiste House of Cards dla nastolatków to clue omawianego odcinka, jednak dużo lepiej wypada psychotyczny wątek Chica i ponura historia rodu Blossomów. Paradoksalnie Riverdale staje się najciekawsze, gdy eksploatuje w swoim dziwacznym i groteskowym stylu ciemność, mrok i zło. Nikt nas nie przekonuje, abyśmy traktowali tym podobne motywy na serio. Dzięki temu bajka o Archiem wciąż pozostaje po prostu bajką.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat