Rojst był moim zdaniem bezapelacyjnie najlepszą rodzimą produkcja, jaką pozostawił po sobie Showmax. Obawiałem się, że wraz z wycofaniem się platformy z polskiego rynku, znikną też ich dzieła. Zwłaszcza że na początku nie byli skłonni do odsprzedawania praw, a chętnych było wielu. Na szczęście Netflixowi udało się przedstawić ofertę, która przekonała ich do sprzedaży pakietu praw do produkcji, w tym serialu Rojst. Jan Holoubek mógł więc rozpocząć pracę nad kontynuacją historii dziennikarzy Wanycza (Andrzej Seweryn) i Zarzyckiego (Dawid Ogrodnik). W Rojst '97 akcja przenosi się z 1984 roku do 1997, czyli momentu, w którym cała Polska zmagała się z powodzią stulecia. A dokładniej do chwili, gdy po tej katastrofie sprzątano. Miasto jest w ruinie. Na ulicach zalegają wyrzucane z domów przemoknięte meble, walają się papiery, wszędzie jest pełno błota. Policjant Adam Mika (Łukasz Simlat) zostaje wezwany do pobliskiego lasu, gdzie nieopodal wału znaleziono ciało młodego mężczyzny. Wszystko wskazuje, że utonął w momencie, gdy puściła zapora. Jednak nowa funkcjonariuszka przysłana z Warszawy, Anna Jass (Magdalena Różczka), ma inną teorię na ten temat i zaczyna prowadzić własne śledztwo wbrew woli komendanta i prokuratora (Ireneusz Czop). W tym samym czasie do miasta wraz z rodziną wraca Piotr Zarzycki, który obejmuje funkcję redaktora Kuriera. Jedną z pierwszych spraw, którą chce się zająć, jest opisanie tajemnicy lasu na Grontach - powódź odsłoniła znajdujące się tam masowe groby, odrywając wstydliwą prawdę na temat tego miejsca. Jedyną osobą, która może ten temat należycie opisać, jest oczywiście świadek tamtych zdarzeń, Witold Wanycz. Tyle że ten jest już na emeryturze i nie za bardzo ma chęć wracać pamięcią do przykrych dla niego wydarzeń. Inspiracją do powstania drugiego sezonu dla Jana Holoubka i Kaspra Bajona był scenariusz Pawła Maślny i Marcina Wrony pod tytułem Mord. Panowie świetnie ten tekst wmontowali w swoją historię, wprowadzając nowych bohaterów, ale też nie spychając poprzednich na margines. Proporcje zachowane w prowadzeniu tej wielowątkowej historii są idealne. Nie wprowadzają niepotrzebnego chaosu. Wszystkie wątki z pierwszego sezonu zostają rozwinięte, a niektóre nawet doczekały się satysfakcjonującego zakończenia. Każdy z bohaterów ma odpowiednią ilość czasu, by się widzowi zaprezentować i zawalczyć o jego sympatię. Dawid Ogrodnik jako Zarzycki jest dużo dojrzalszy niż ostatnio. Widać, że życie go doświadczyło, ale nie na tyle mocno, by stracił swoje ideały. Do roli naczelnego podchodzi tak, jakby mógł swoją pracą zmieniać świat. Szybko jednak uczy się, że ta funkcja będzie od niego wymagała lawirowania po cienkiej linii pomiędzy rzetelnością dziennikarską a zadowalaniem reklamodawców i sponsorów. Na szczęście ma wsparcie zespołu, który przez te lata nieznacznie się zmienił. Wanycz natomiast stał się odludkiem, który rzadko opuszcza swoje mieszkanie. Nie może stawić czoła demonom z przeszłości i pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Na szczęście tym razem jesteśmy w stanie poznać prawdę i nie musimy opierać się tylko na domysłach. W nowym sezonie jest bardzo dużo retrospekcji cofających się do czasów schyłku II wojny światowej i wejścia Armii Czerwonej do Polski. Z perspektywy młodego Wanycza oglądamy, co działo się wtedy w naszym kraju - nie tylko z mieszkańcami, ale także hitlerowcami i ich rodzinami, którym na czas nie udało się uciec. Jest to bardzo ciekawe podejście do tematu i tego szczególnego wycinka historii, która zazwyczaj jest omijana przez polskie kino. Do obsady wracają prawie wszyscy bohaterowie z poprzedniej odsłony. Najbardziej cieszy mnie powrót Piotra Fronczewskiego jako kierownika hotelu Centrum, najmodniejszego miejsca w mieście. Na jego przykładzie świetnie widać, że zmieniają się ustroje i władza, ale są osoby w społeczeństwie, na których to nie robi wrażenia. Dalej utrzymują się na swojej pozycji. Rola pana Piotra może nie jest przesadnie duża, ale zapada w pamięć. Podobnie jest zresztą z postacią graną przez Barbarę Wypych, która była niegdyś wywyższającą się sekretarką towarzysza Grochowskiego, teraz pełni taką samą funkcję u zamożnego dewelopera. Jej nastawienie do ludzi nijak się nie zmieniło. Gardzi każdym, kto przychodzi do biura, tak samo jak robiła to za komuny. Najciekawszą postacią serialu Rojst ‘97 jest policjant Adam Mika, genialnie zagrany przez Łukasza Simlata. Ten jąkający się funkcjonariusz stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Widz bardzo szybko zaczyna pałać do niego sympatią i czeka, aż bohater znów pojawi się na ekranie. Simlatowi udało się stworzyć świetną kreację. Mam nadzieje, że w kolejnym sezonie będzie miał okazję wrócić. Bo że kontynuacja będzie, to już jest pewne, zresztą sam reżyser potwierdził to w rozmowie ze mną.
fot. Netflix
+2 więcej
Najmniej przekonująco wypada na tle tej silnej obsady Magdalena Różczka. Nie dlatego, że gra źle, tylko dlatego, że jej partnerom udało się wejść na wyższy poziom. Grana przez nią Anna Jass jest silną, niezależną, pewną siebie kobietą, jakich w polskich serialach ostatnio mnóstwo, choćby w Chyłce, Szadzi czy Żywiołach Saszy. Niczym szczególnym się nie wyróżnia. W odróżnieniu od Zofii Wichłacz, której rola żony Zarzyckiego została mocno rozwinięta. Jako psycholog w szkole ma większy wpływ na fabułę i więcej możliwości, by swoją postać zaprezentować. Nie jest już zamkniętą w czterech ścianach kurą domową. To kobieta z ambicjami, walcząca o respekt w oczach męża, i matka, która nie radzi sobie z nastoletnią córką. Nie byłoby też sukcesu tego serialu, gdyby nie tytaniczna praca całego pionu producenckiego, któremu w idealny sposób udało się oddać emocje i wygląd miasta po powodzi stulecia. Naprawdę trudno uwierzyć, że to wszystko zostało przygotowane na potrzeby serialu. Ulice zawalone stertami mebli, ludzie sprzątający domy, zalane archiwa policyjne, które stały się przyczynkiem do digitalizacji w tej służbie. Wszystko to cofa nas wspomnieniami do roku 1997. Do tego charakterystyczne utwory, które debiutowały w tamtym okresie. Wszystko to nadaje tej produkcji odpowiedni klimat i świetnie pasuje do opowiadanej historii. Rojst’97 to świetny serial. Jeden z lepszych rodzimych produkcji na rynku. Dzięki wyeliminowaniu wątków nadprzyrodzonych, które pojawiły się w finale pierwszego sezonu, jest jeszcze lepszy. Podnosi poprzeczkę. Nie spodziewałem się, że Jan Holoubek i Kasper Bajon będą w stanie przebić pierwszą odsłonę, ale tego dokonali. Nie pogubili się w licznych wątkach, które wprowadzili. Każdy z nich jest dobrze poprowadzony i ciekawie rozwiązany. Konia z rzędem temu, kto przed bohaterami rozwiąże zagadki kryminalne wplecione w fabułę. A jest ich kilka. Chciałbym, by Netflix utrzymał ten poziom polskich produkcji, choć wiem, że będzie ciężko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj