Równi bogom to powieść, którą Isaac Asimov zadedykował "ludzkości i nadziei, że kiedyś w końcu uda się wygrać wojnę z głupotą". Słowa legendarnego pisarza można z jednej strony odbierać jako przestrogę, z drugiej próbować dostrzec w nich nutę optymizmu. Nawet jeśli twórca w jednym ze swoich najlepszych i zarazem najważniejszych dzieł niejednokrotnie dochodzi do mało pocieszających wniosków na temat ludzkiej natury, uniwersalność przekazu, wielowątkowa fabuła i fenomenalny sposób prowadzenia narracji sprawiają, że książkę czyta się z zapartym tchem. Koniec końców odnajdujemy w niej szeroko rozumiane katharsis i pokrzepienie o kosmicznej skali oddziaływania. Asimov przygląda się energetycznym problemom przyszłości, pierwszemu kontaktowi człowieka z cywilizacją pozaziemską, podbojowi Księżyca czy naukowym sporom, które ze zwykłych akademickich przepychanek i waśni przepoczwarzają się w większą niż życie walkę o przetrwanie naszej planety. Każdy z tych elementów opowieści, choć pozornie ma inne przeznaczenie fabularne, pozwala autorowi zbudować mozaikę postaw i zachowań istoty myślącej, w której obok przejawów geniuszu i dążenia do samorozwoju czy przedstawionego niemalże w buddyjskim duchu wyzwolenia wyrasta chciwość, pycha, fałsz i zatrważająca skłonność do autodestrukcji. Oto człowiek – chciałoby się rzec. Zawieszony gdzieś pomiędzy drobinkami piękna i brzydoty, które w innych światach mogą wyglądać łudząco podobnie, co samo w sobie jest jednocześnie niepokojące i fascynujące.  Asimov dzieli swoją książkę na trzy odrębne historie, z których każda sprawdza się zarówno jako osobna opowieść, jak i integralny element całości. W pierwszej z nich przyglądamy się ludzkości XXII wieku. Radiochemik Frederick Hallam w – zdawałoby się – przypadkowy sposób odkrywa niewyczerpane źródło energii, będące de facto konsekwencją wymiany materii z równoległym wszechświatem. Tak właśnie powstaje Pompa Elektronowa – urządzenie, dzięki któremu mieszkańcy Ziemi zaczynają pukać do bram cywilizacyjnego raju, raz na zawsze rozprawiając się z problemami biedy, wykluczenia społecznego czy głodu. Rzecz w tym, że samo działanie maszyny i mieszanie się praw fizyki obu uniwersów może doprowadzić do wybuchu Słońca, co sprawi, że nasz rejon Drogi Mlecznej zamieni się w kwazar. Raportujący o tym naukowcy, wśród nich Peter Lamont i Benjamin Denison, zostają przez Hallama wyrzuceni na margines społeczności – z przypiętą prawdopodobnie na stałe łatką szaleńców. W drugiej i bez dwóch zdań najlepszej ze wszystkich historii twórca zabiera nas właśnie do równoległego kosmosu, nazywanego tu para-Wszechświatem. Asimov z ogromną dbałością o detale kreśli przed czytelnikami zarysy działania cywilizacji pozaziemskiej, którą tworzą dwie grupy. Miękcy – dzielący się na Racjonalnych, Emocjonalnych i Rodzicieli, funkcjonujący w nastawionych na reprodukcję triadach – oraz pozostający z nimi w trudnej do jednoznacznego określenia zależności i kontrolujący ich codzienność Twardzi. To ci ostatni, mając na uwadze rychłą śmierć centralnej gwiazdy zamieszkanego przez nich układu planetarnego, odkryli możliwość wymiany materii z ludźmi. Na biologiczne i społeczne uwarunkowania tego świata patrzymy oczami jednej z triad: Odeena, Tritta i Dui. Każde z nich w mniejszym lub większym stopniu zacznie zdawać sobie sprawę, że ich życiowe położenie jest efektem sztucznie narzuconego konstruktu społecznego, a mająca przynieść ratunek Pompa Pozytonowa może doprowadzić do zagłady istot z innego wszechświata. Jakby tego było mało, Dua zaczyna komunikować się z mieszkańcami Ziemi...  W trzeciej opowieści trafiamy na Księżyc, na którym od kilkudziesięciu lat rozwija się kolonia Lunarytów. Przybysze z naszej planety, zwani tu wymownie Ziemiakami, wchodzą w interakcje z istotami, które w dalszym ciągu ciężko utożsamiać z ludźmi. Różni ich przecież nie tylko będący następstwem działania słabszej grawitacji wygląd, ale i rozumiana holistycznie kultura, w której fundamentalnego znaczenia nabrały indywidualizm, pełna świadomość seksualna i określanie własnej tożsamości w oderwaniu od jakichkolwiek uwarunkowań ziemskich. Na Srebrnym Globie pojawia się wspomniany wcześniej Denison, który – po staniu się ofiarą naukowego ostracyzmu – chce prowadzić dalsze badania nad zagrożeniami wynikającymi z działania na Ziemi Pompy Elektronowej. Lunaryci do jego zamiarów podchodzą z dużą ostrożnością, jednak jedna z mieszkanek Księżyca, Selene, przejawia zaskakujące zainteresowanie poczynaniami Denisona.  Równych bogom trudno rozpatrywać w innych kategoriach niż jako powieść science fiction spod znaku "hard" – w pełnym tego słowa znaczeniu. Asimov raz po raz wdaje się w naukowe dywagacje i bombarduje czytelnika takimi aspektami jak: właściwości pierwiastków, atom i jego części, zasada zachowania masy i pędu. Dzieli się nawet refleksją o dekodowaniu wymarłych języków. Jednak ta akademicka wykładnia wydaje się doskonale spajać warstwę fabularną i w niektórych momentach staje się jej motorem napędowym. Te same naukowe pytania stawiają sobie przecież mieszkańcy Ziemi, para-Wszechświata i Księżyca, przy czym uzyskiwanie odpowiedzi dla każdych z nich ma zupełnie inną moc sprawczą. W pierwszej, czerpiącej pełnymi garściami z konwencji thrillera, części książki służy przede wszystkim akcentowaniu ludzkich przywar, w drugiej pozwala na swoiste wybudzanie świadomości i refleksję nad własną odrębnością, w trzeciej zmierza w stronę poszukiwania elementów wspólnych w pozornie nieprzystających do siebie światach. Jedną z najmocniejszych stron recenzowanej powieści jest sposób, w jaki Asimov próbuje przedstawić uniwersalne konkluzje za pomocą nieoczywistych środków artystycznego wyrazu, co widać najlepiej w historii poświęconej Twardym i Miękkim. Pisarz dwoi się i troi, aby starannie oddać ich wymykającą się wyobraźni budowę anatomiczną czy akty seksualne – w tych opisach jest doskonały, jakby zdawał sobie sprawę, że siłą rzeczy zaprzęgnie nimi umysł czytelnika do ciężkiej pracy. Wyobraźnia zdaje się mieć zresztą dla Asimova nawet większe znaczenie; z literackiego punktu widzenia pomaga uchwycić niewyobrażalne, natomiast w toku refleksji nad naszą cywilizacją pokonywanie jej ograniczeń może być znakomitym orężem w kampanii rozprawiania się z wszędobylską głupotą.  W Równych bogom kluczową rolę odgrywa także warstwa spekulacyjna. Ma ona charakter wielopoziomowy: najpierw uzewnętrznia się w coraz to nowszych dysputach naukowych, by później stawiać przed odbiorcą pytania o to, gdzie szukać naszego odbicia – w równoległym wszechświecie? A może znacznie bliżej, w duszach i umysłach naukowców, których pycha i dążenie do prawdy jawią się jak awers i rewers tej samej, znajomo brzmiącej opowieści? Isaac Asimov zabiera nas do trzech światów, które na pierwszy rzut oka różnią się od siebie. A jednak w każdym z nich pojawia się istota bądź istoty przekonane o swoim dziejowym powołaniu tudzież namaszczeniu. Są jak tytułowi równi bogom, rzucający wyzwanie całemu kosmosowi. Ten ostatni nie zamierza się jednak poddawać – rolę jego żołnierzy pełnią jednostki, których upór i konsekwencja mogą zatrzymać próby budowy upiornej rzeczywistości sprzedawanej postronnym jako ta nowa i wspanialsza. Być może najcenniejszą lekcją, którą daje nam Asimov, jest to, że walka z tym dyktatem głupoty wcale nie wymaga łamania praw fizyki i dokonywania niemożliwego. Właściwie zaczyna się ona tam, gdzie potrafimy spojrzeć w głąb siebie i dostrzec uniwersalną prawdę o nas samych. Tam, gdzie przestajemy się wahać. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj