Wan to jeden z ciekawszych twórców ostatnich lat. Dał światu rewelacyjną pierwszą część Piły, która choć z czasem zaczęła zjadać własny ogon, przesuwając akcenty na mało odkrywcze kino gore, miała doskonałe podwaliny. Podobnie było z jego innymi produkcjami. "Dead Silence", Naznaczony, a potem także Obecność były filmami bardzo dobrymi, nieraz zahaczając o wybitność - czy to klimatem, czy świetną estetyką. W tym wszystkim drugi rozdział opowieści o nawiedzonym domu wydaje się tylko i wyłącznie kontynuacją, ale nie ma to znaczenia, bo już po pierwszej części wiadomo było, że takowa powstanie. Reżyser i scenarzystka wymyślili świetną historię, która w doskonały sposób zahacza o pierwowzór, wchodzi z nim w polemikę i ma doskonały materiał wyjściowy. 

Znów zastajemy rodzinę Lambertów i od razu wiemy, że z Joshem jest coś nie tak. Widz wie, rodzina jeszcze nie, ale nie ma to znaczenia - wszak chodzi o duchy, bo to one są tutaj najważniejsze. Żeby nie zdradzać za wiele twistów, które stanowią esencję fabuły, dodam tylko, że nic nie jest takie, jak się wydaje, a kwestia zbłąkanych dusz, próbujących znaleźć przejście do świata żywych, nie jest oczywista. 

Właściwie to fabuła jest jednym z najmocniejszych punktów całości, a wątpliwa wydaje się jedynie kwestia specyficznych podróży w czasie. Śmierć nie zna pojęcia czasu i miejsca, ale nie wiem, czy wchodzenie w polemikę z tworzeniem alternatywnych rzeczywistości i możliwości, żeby martwy Josh kontaktował się ze sobą w dzieciństwie, jest dobrym wyjściem. Niewielu reżyserów wyszło z tego tematu obronną ręką, ale Wan stara się jak może, a gdzie nie udaje mu się zatuszować pewnych wątpliwości historii, stawia na starą, dobrą szkołę straszenia. 

W kwestii tego, czym można zaskoczyć widza, młody twórca sięga po wszystko co możliwe, wyciskając ze zużytej już formuły gotyckiego horroru o nawiedzonym domu ostatnie soki. Mamy nawiedzone przedmioty, niepokojące melodie, dźwięki, skrzypiące schody, grające fortepiany, powykrzywiane twarze duchów, okropne, zachrypnięte głosy - pełna gama straszaków dla małolatów i fanów konwencji. 

Tym, co wyróżnia "Naznaczonego" od innych horrorów, jest wyczucie reżysera i doskonała współpraca operatorska. Film jest małym arcydziełem jeśli chodzi o aspekty techniczne. Świetnie wyważona gra świateł i cieni, dobrze sfilmowana przestrzeń i przede wszystkim świadomość kolorystyczna sprawiają, że film ten ogląda się z nieskrywaną przyjemnością. Tym bardziej cieszy użycie odpowiednich środków. Mockumentary i zużyta do cna konwencja found footage - obecna, jak najbardziej! Przebłyski przeszłości? Mamy! Pełnokrwisty thriller i nawiązanie do zagadki kryminalnej sprzed lat? A jakże! Powraca nawet komiczny duet pogromców duchów, który bawił w "jedynce", tutaj szarżując wesoło i zbliżając całość do niebezpiecznej, acz zamierzonej groteski i pastiszu. Wan jak nikt inny odnajduje się w konwencji horroru i potrafi odpowiednio dawkować klimat - zarówno stawiając na momenty oddechu i spokoju, budowania atmosfery, jak i dając upust lżejszym scenom, które zawierają w sobie element humorystyczny. Wszystko to sprawia, że Naznaczony: rozdział 2 pomimo bycia kontynuacją jest także doskonale wyważonym filmem - może nie odkrywczym, ale też nie nastawionym na zarobienie jeszcze większych ilości zielonych banknotów.

Nie zawodzi również aktorstwo. Byrne jest odpowiednio zrezygnowana i przestraszona, a etatowy aktor Wana, czyli Patrick Wilson, gra świetnie podwójną rolę postaci zagubionej pomiędzy światem żywych a umarłych. Podobnie przyjęta estetyka podwójnego świata - tego materialnego i duchowego. Metafora domu, gdzie mamy zarówno ciemność, pustkę, jak i podwaliny tego, co znane, jest doskonałym pomysłem, pozwalającym na zamkniętym, niewielkim terenie stworzyć iluzję czegoś większego, niedającego się do końca ogarnąć. 

W tym wszystkim najciekawiej wypada metafora zagubienia, utraconego dzieciństwa i kompleksu Edypa. Wan umiejętnie szarżuje wyświechtanymi motywami, pokazując, że horror to nie tylko straszenie, ale również analizowanie zakamarków ludzkiego umysłu i wnętrza. Naznaczony: rozdział 2 idzie więc o krok dalej niż pierwowzór, jednocześnie nadal wiedząc, że jest tylko i wyłącznie kontynuacją. Jeśli nie da się do końca zaskoczyć, trzeba lekko przesunąć akcenty. Aż ciekaw jestem jak wypadnie Wan, kiedy da mu się ogromny budżet na kolejną część sagi "Szybkich i wściekłych". Na razie mamy młodego twórcę, który w swoim fachu i gatunku osiągnął już niemal wszystko. Czas odkrywać nieznany ląd, oddając serię o nawiedzonym domu w inne - oby dobre - ręce. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj