Pierwsze odcinki Rozdzielenia przywodziły na myśl Czarne lustro. Najnowsza odsłona to z kolei rasowy thriller spod znaku Sama Esmaila. Nadal jest bardzo dobrze.
Trzeci odcinek Rozdzielenia koncentruje się na postaci Peteya, który zmaga się z reperkusjami połączenia jego obu wersji. Mężczyzna przechodzi ciężkie chwile. Jego stan psychiczno-fizyczny nie należy do najlepszych. Były pracownik Lumon zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością i myli teraźniejszość ze wspomnieniami. Twórcy wykorzystują ten wątek, żeby nadać opowieści nieco poważniejszy ton. Tym razem jest duszno, niepokojąco i pesymistycznie. Bohaterowie przejawiają paranoiczne tendencje, a my odkrywamy intrygi, machinacje i spiski. Wszystko nadal ma futurystyczny i technologiczny charakter, dzięki czemu epizod momentami przypomina Mr. Robota czy HomecomingSama Esmaila.
Oczywiście, Petey nie jest jedynym bohaterem trzeciej odsłony Rozdzielenia. Swoje pięć minut dostaje każda z postaci, co pokazuje, jak świetnie ten serial jest rozpisany. Nie dość, że nie traci klimatu i opowiada dość skomplikowaną historię, to jeszcze w umiejętny sposób rozwija bohaterów, eksplorując ich osobiste wątki. Mark stara się odnaleźć w nowej sytuacji – zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy. Helly nie poddaje się w próbach ucieczki, a rzekomo potężna Harmony okazuje się tylko pionkiem w większej grze. Prawdziwą ozdobą odcinka jest natomiast niezwykła relacja łącząca Irvinga granego przez Johna Turturro z Burtem, w którego wciela się Christopher Walken. Między tymi starszymi panami jest pewien rodzaj chemii, który może wynikać ze wspólnej przeszłości w życiu poza firmą.
Odcinek przez większą część czasu ekranowego utrzymuje konwencję futurystycznego thrillera, ale od czasu do czasu powraca do dziwacznej groteski, która była siłą poprzednich odsłon. Świetnie wypada wycieczka do muzeum założycieli Lumon. Nasi bohaterowie trafiają do perfekcyjnej atrapy prawdziwego domu jednego z twórców firmy. Odwiedzają też salę z figurami przedstawiającymi dynastię Eagan – tajemniczy ród, któremu pracownicy Lumon przypisują wręcz boskie atrybuty. Serial w krzywym zwierciadle prezentuje korporacyjną hierarchizację, na której szczycie są jednostki posiadające nadludzki status. W podobnym tonie przedstawiona zostaje przezabawna scena „dialogu” Harmony z zarządem. Szefostwo firmy nie zniża się do rozmów z niższą kadrą zarządzającą i deleguje do tego zadania swoją przedstawicielkę. Chętnie jednak bierze udział w rozmowie jako zbiorowy słuchacz, przekazujący uwagi wysłanniczce, która z kolei transferuje je w rozmowie bezpośredniej. Bardzo celna satyra na niektóre korporacyjne systemy komunikacji.
Świat Rozdzielenia z każdym odcinkiem się rozrasta. Po trzecim epizodzie widać, że twórcy przemyśleli role wszystkich postaci – nawet bohaterów znajdujących się w tle głównych wydarzeń. Szwagier Marka, który jest kimś w rodzaju sekciarskiego guru, ruch antyrozdzieleniowy czy wspomniana relacja Burta i Irvinga – tego typu motywy nadają koloryt drugiemu planowi, dzięki czemu opowieść praktycznie na każdym polu jest ciekawa. Konwencje i punkty przewodnie stosowane są naprzemiennie. Thriller, satyra, rozważania moralno-filozoficzne – jak na razie wszystko to działa w perfekcyjnej symbiozie. Podczas seansu Rozdzielenia nie ma czasu na nudę i marazm, bo praktycznie na każdym kroku czeka na nas interesujący i nieoczywisty element.
Rozdzielenie w poprzednich odcinkach zawiesiło poprzeczkę bardzo wysoko. Trzecia odsłona przeskoczyła ją bez większego problemu. Co ważne, serial ma jeszcze bardzo dużo do zaoferowania. Wciąż przed nami tajemnice związane z życiem osobistym poszczególnych pracowników Lumon. Nadal nie wiemy, jaką decyzję podejmie Mark i do czego posunie się mieszkająca koło niego Harmony. Rozdzielenie nie jest jeszcze bardzo popularnym serialem, ale zakochani w wizjach artystycznych Sama Esmaila, Spike'a Jonze'a czy Charliego Kauffmana powinni jak najszybciej się z tą produkcją zapoznać.