Rozterki Fleishmana, jak sama nazwa wskazuje, to trochę strumień myśli. Główny bohater, Toby Fleishman (Jesse Eisenberg), staje w zwrotnym punkcie swojego życia – właśnie się rozwiódł i próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Okazuje się, że nie jest to takie łatwe. Gdy minie pierwsza euforia związana z wolnością, przyjdzie czas na głębszą refleksję. Pojawiają się też ograniczenia, bowiem u mężczyzny zjawiają się dzieci, które niespodziewanie pod opiekę oddaje mu była żona. Toby musi zmierzyć się nie tylko z aktualizacją stanu cywilnego, ale przede wszystkim z odpowiedzialnością i konsekwencjami wszystkich swoich decyzji, które właśnie zaczyna analizować. Choć opis wskazuje na bardzo prostą i nieskomplikowaną opowieść, serial bynajmniej nie jest banalny – widać to już w samym sposobie opowiadania. Narratorem nie jest bowiem Fleishman, ale Libby (Lizzy Caplan), jego bliska przyjaciółka, jedna z niewielu osób, które mężczyzna zna jeszcze z czasów studiów. Libby to zmęczona życiem i niespełniona zawodowo powieściopisarka, co w serialu jest mocno zaakcentowane. Mamy wrażenie, że bohaterka pisze powieść, w dodatku bardzo wciągającą – mimo swojej pozornej prostoty. Z każdym kolejnym odcinkiem otrzymujemy coraz więcej informacji o Fleishmanie i jego życiu. Narratorka zabiera nas głębiej i głębiej w warstwę psychologiczną bohaterów. Wszystko jest poprowadzone modelowo – tak napisane seriale naprawdę dobrze się ogląda. Historia Toby'ego zaczyna się beztrosko – rzec można, że mężczyzna ponownie przeżywa młodzieńczą fascynację światem. Zaczyna randkować i nawiązywać szereg niezobowiązujących znajomości. Może robić, co chce i kiedy chce, czerpać z życia garściami. Wszystko jednak zmienia się, gdy pod jego opiekę trafia dwójka dzieci. Matka zostawia je u byłego męża na dłużej, co prowokuje go do refleksji nad własnym życiem. To właśnie wtedy serial zaczyna robić się coraz poważniejszy – początkowo widz nie jest nawet świadomy, jak bardzo zmienia się wydźwięk tej opowieści. Twórcy poruszają ważne aspekty i robią to z zaskoczenia, aż w końcu okazuje się, że jesteśmy szczerze i mocno zaangażowani w to, co się dzieje. Po kolejne odcinki sięga się wręcz automatycznie, bo historia nie pozwala nam się oderwać od ekranu. Naprawdę silnie oddziałuje na emocje widza – to duża zaleta produkcji. Po dwóch czy trzech pierwszych odcinkach można jeszcze pomyśleć, że przyjmujemy tu wyłącznie perspektywę Toby'ego. Jednak i to szybko się zmienia, ponieważ w drugiej połowie produkcji do głosu dochodzą przede wszystkim bohaterki kobiece, które stoją w kontrze do punktu widzenia mężczyzny. Widać to zwłaszcza w wątku Rachel, byłej żony i matki dzieci Fleishmana, w którą wciela się Claire Danes. Aktorka jest fenomenalna w swojej roli. Jej Rachel, początkowo nieco anonimowa i czarno-biała, zaczyna nabierać żywych barw i staje się istotnym filarem całej opowieści. Danes potrafi pokazać na ekranie nawet najtrudniejsze emocje – odcinek poświęcony jej historii to prawdziwa miazga emocjonalna. Jestem zachwycona jej grą aktorską. Choć wszyscy aktorzy dają z siebie maksimum, to właśnie jej kreacja pozostaje w pamięci na dłużej. Drugą ważną kobiecą bohaterką jest Libby, wspomniana już wcześniej przyjaciółka ze studiów i jednocześnie narratorka opowieści. Początkowo traktujemy ją wyłącznie jako obserwatorkę i sprawozdawczynię wydarzeń. Później jednak –  gdy rozterki zyskują coraz bardziej emocjonalny wydźwięk i głębię – wyraźnie widać, że kobieta opowiada też o sobie samej. Serial między wierszami daje dużo przestrzeni wszystkim bohaterom, a każdy z nich ma do przekazania zupełnie inną wiedzę o świecie i życiu. Oczywiście już na początku wyrabiamy sobie o nich opinie, ale kolejne epizody dobitnie udowadniają, że prawda zawsze leży pośrodku i że nic w życiu nie jest czarno-białe. Lekcja może i oczywista, ale wciąż bardzo potrzebna – a w tej odsłonie jest ona naprawdę poruszająca. Rozterki Fleishmana to bardzo dobry serial o ludziach. Choć nie opowiada o niczym przełomowym czy szczególnie oryginalnym, potrafi utrzymać uwagę widza w pełnym skupieniu i znakomicie działa na emocje. Do tego unika stereotypów i banałów, a traktuje każdego bohatera jak ważne ogniwo jednej i tej samej opowieści. Postacie, których nam przybliża, są pełne sprzeczności, wad i zalet, egoizmu i współczucia. Paleta emocji ukazana na ekranie jest zaskakująco szeroka. Dawno nie widziałam produkcji, która byłaby tak autentyczna i prawdziwa, słodko-gorzka i zwyczajnie poruszająca. Jeżeli cenicie sobie refleksję i głębsze przemyślenia o życiu, to coś zdecydowanie dla Was – seans będzie prawdziwą przyjemnością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj