Ryk od Apple TV+ reklamuje się jako przełamujący gatunki, zabawny i feministyczny. Każdy odcinek opowiada inną historię. Poruszane są między innymi takie tematy jak role płciowe czy rasizm. Epizody trwają około trzydziestu minut, jednak nie sprawia to, że produkcję ogląda się szybko. Choć mamy tu wiele obietnic i wyraźnie widzimy próby ich spełnienia, to serial nie jest tak oryginalny i błyskotliwy, za jaki próbuje uchodzić. Dość ciekawe i kreatywne pomysły gubią się w nudnej narracji, w której żadna puenta nie jest w stanie dostatecznie wybrzmieć.  Dość łatwo można zgadnąć, jaki Ryk miał być w zamyśle. Przykuwające uwagę tytuły odcinków – takie jak Kobieta, która była trzymana na półce czy Kobieta, która zjadała fotografie – zdecydowanie rozbudzają ciekawość. W dodatku szybko można zauważyć, że są przez twórców traktowane bardzo dosłownie; bohaterka naprawdę wyrywa zdjęcia z rodzinnego albumu, by je skonsumować. Dzięki temu miało być niebanalnie o tematach, które próbowano już wielokrotnie opowiedzieć na małym ekranie. I choć to wszystko brzmiało dla mnie naprawdę obiecująco i zabrałam się za seans z pozytywnym nastawieniem, to dość szybko się zawiodłam.  Głównym problemem Ryku jest to, że naprawdę mocno stara się być oryginalny, jednak nie odkrywa przed widzem niczego nowego. Przez to, że właściwie żaden przekaz nie wybrzmiewa dość mocno, bardzo szybko można wyczuć przerost formy nad treścią. Niby widzimy, że twórcy na przykład pokazują niewidzialną kobietę, ponieważ nikt nie chce jej słuchać, ale nie jest to specjalnie odkrywcze spostrzeżenie. Każdy finał trzech pierwszych odcinków zostawia widza ze złym rodzajem niedosytu – czy czegoś tu jeszcze nie powinno być? Do samego końca czekamy na jakieś mocne zakończenie w stylu Czarnego lustra, jednak na marne. 
Fot. Apple TV+
To nie tak, że Ryk był skazany na porażkę. Pomijając fakt, że sam pomysł miał duży potencjał, to było kilka całkiem dobrze rozegranych momentów, na których można było się skupić. W Kobiecie, która zjadała fotografie była to dla mnie skomplikowana relacja matki z córką. Zamiana tradycyjnych ról, gdy to dziecko musi stać się opiekunem rodzica. Dynamika pomiędzy bohaterkami była tu o wiele ciekawsza niż sam wątek konsumowania zdjęć. Ostatecznie te prawdziwe elementy wypadają o wiele lepiej niż kombinowanie z dosłownością, ponieważ widz właściwie nie ma pojęcia, po co twórcy wprowadzili te dziwne zabiegi artystyczne, które powinny pomagać w budowaniu historii, a nie jej przeszkadzać.  Problemem może być też fakt, że Ryk mówi o rzeczach dość oczywistych. Choć sposób opowiadania miał wyróżniać produkcję na tle konkurencji, to samo jedzenie zdjęć czy siedzenie na półce nie jest na tyle ciekawe, by udźwignąć podtrzymanie zainteresowania widza. Bohaterka rzuca pracę, zostaje postawiona na regale i staje się elementem ozdoby domu – i co dalej? Nie jest to trochę zbyt oczywiste? Wiemy, że prawdopodobnie zainteresowanie męża zacznie z czasem słabnąć, a ona nie będzie się czuć dobrze sprowadzona do przedmiotu. Zdecydowanie brakuje tu jakiegoś zwrotu akcji.  Serial został wykonany naprawdę ładnie i aktorsko też daje radę. Jednak dość przewidywalna fabuła sprawia, że niestety bardzo się dłuży i jest zwyczajnie nudny. Gdyby wprowadzić choć kilka nieoczywistych wątków, jakieś satysfakcjonujące domknięcia historii, to mogłaby być to całkiem solidna pozycja. Spośród obejrzanych przeze mnie odcinków i tak najlepsza wydaje się trzecia pozycja, ponieważ trochę spróbowano zabawić się przestrzenią. Przypominało to trochę zapadanie się w łóżko ze Sprzątaczki. Jest tu pomysł, ale można było z niego wydostać o wiele więcej.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj