Równie enigmatyczna jest tylna okładka S.. Na nich zazwyczaj dowiadujemy się czegoś więcej przed rozpoczęciem lektury, ale nie w tym przypadku. Na górnym kadrze widzimy jedynie czwórkę męskich postaci, w tym jedną ze strzelbą. Niżej kolejne postacie, dość tajemnicze, jakby w kombinezonach nurków. Pomiędzy nimi wyrwany z kontekstu cytat z komiksu. Coś o morzu i łodzi, coś o jedzeniu ryb i picia wina. Cytat z którego dowiadujemy się, że S jest jednym z bohaterów, bo to jego  wyrwaną z kontekstu wypowiedź przytacza najprawdopodobniej narrator opowieści. Tyle wskazówek przed lekturą, co tylko wzmaga ciekawość odnośnie zawartości albumu. Wrażenie niewiedzy i chaosu wcale nie mija, kiedy rozpoczynamy lekturę. Gipi rzuca nas po przynajmniej dwóch planach czasowych, mieszając wspomnienia zarówno narratora, jak i tytułowego S. Dość szybko dociera do nas, że S, jest po prostu ojcem tegoż narratora, który po prostu wspomina kogoś, kto najprawdopodobniej już pożegnał się ze światem. Wspomnienia to nielinearne, często wyrwane z kontekstu, snute na podobieństwo strumienia świadomości, który zwizualizowany za sprawą udziału grafiki, nabiera charakteru niecodziennej, duchowej podróży. Wydarzenie banalne dostajemy tu na zmianę z kluczowymi, a jest to poukładane w tak przemyślny sposób, że koniec końców dostajemy raz, portret człowieka pełnego sprzeczności, dwa artystyczne poszukiwania wyrażenia tego, co często jest zwyczajnie nie do wyrażenia. I trzeba przyznać, ze Gipi te wszystkie składniki łączy perfekcyjnie.
Źródło: Timof Comics
+1 więcej
To nie jest historia, która jak w przypadku postapokaliptycznych Ziemia swoich synów miała potrząsnąć, a nawet wstrząsnąć czytelnikiem. Choć w rzeczywistości oba komiksy łączą się ze sobą mocno właśnie figurą ojca, tak ważnego w przypadku młodocianych bohaterów obu opowieści.  W obu przypadkach nie są to portrety pełne, w obu przypadkach dostajemy  strzępy informacji, z pomocą których układamy sobie w głowach wizerunek kluczowej w obu komiksach postaci. Ojciec - który powinien być wzorem, opoką, jawi się młodziakom z komiksów najczęściej jako dziwak albo jako przeszkoda na ścieżce wiodącej do dorosłego życia bez rodzicielskich nakazów. A jednak najczęściej bywa tak, że kiedy ta osoba z życia znika, zaczyna się na nią patrzeć inaczej, rozumieć więcej - w zasadzie próbując rozwiązać zagadkę - dlaczego był taki, a nie inny. Z zaskakującym odczuciem, że mimo jego nieobecności wpływ, jaki wywarł, wcale nie znika, a wręcz się potęguje.
Cały komiks S. jest zagadką, także w formie graficznej. Gipi jak zwykle ucieka od szczegółowości, w tle rozrzuca kolorowe plamy, ledwie szkicuje twarze bohaterów. Wychodzi mu z tego coś autentycznie niezwykłego i nie chodzi tylko o udane połączenie przyziemności niektórych wydarzeń z doniosłością i grozą innych. Narrator Gipiego nie jest w swym portretowaniu wyjątkowo przenikliwy, ani nie wygląda na mocno zaangażowanego, potrafi jednak drążyć i wyłuskiwać z pozornie banalnych szczegółów esencję ukrytych głęboko treści. Portret "S" tworzy się tu nie tylko z przeszłych wydarzeń, ale także z niedopowiedzeń, a nawet z fikcji. Zaraz, z fikcji?  Tak, gdzieś w tym pytaniu o prawdziwość wydarzeń i obiektywność ich świadków kryje się klucz do portretu tytułowego bohatera. Klucz do jego zagadki, której tylko niektóre fragmenty poznaje narrator, a my razem z nim. Dostajemy zatem portret niekompletny, ale jakże mocno oddziałujący na zmysły. Oddziaływanie jest tak silne, że koniec końców zapominamy całkiem o okładce, która najprawdopodobniej stanowi odpowiedź na pytania dręczące narratora. Są w życiu momenty, w których nie ma nic zagadkowego i być może to właśnie one stanowią ukryty - choć widoczny jak na dłoni - przedmiot dogłębnych poszukiwań.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj