Northmen: A Viking Saga” opowiada historię Asbjorna i jego ludzi, którzy wygnani ze swego kraju po sztormie trafiają do Brytanii. Tam też toczą się ich główne losy, polegające przeważnie na uciekaniu i walce. Od początku widać, że film powstał na fali zainteresowania serialem „Vikings”, ale „Northmen: A Viking Saga” przy produkcji telewizyjnej wypada dość słabo. Historia Asbjorna i jego ludzi, którzy już na początku filmu w kilku rozwalają cały odział, nie ma w sobie krzty logiki. Wiadomo, że Wikingowie to lud waleczny i silny, ale scena, w której rozgramiają oddział konny, wydawała się bardzo nierealistyczna. Uprowadzenie księżniczki, które następuje zaraz po walce, wydaje się być mądrym pomysłem. Okup przeznaczony za królewską córę ma wykupić wolność wygnanym wojownikom, co ożywia historię, bo w końcu księżniczki ktoś będzie szukał. W ten sposób wprowadzony został motyw pościgu oraz walki na śmierć i życie, które toczą się między Wikingami a Wilczym Stadem, najlepszym oddziałem w szkockim królestwie. [video-browser playlist="686648" suggest=""] Bohaterowie „Northmen: A Viking Saga” nie wzbudzają sympatii. Księżniczka Inghean (grana przez Charlie Murphy) jest bezbarwna, Asbjorn wydaje się być jak na Wikinga zbyt łagodny, a cały jego oddział jest raczej kiepski. Sportretowany przez Darenna D'Silvę Gunnar według założeń scenarzystów miał być chyba zabawny, ale trochę to nie wyszło. Podobnie jest z Wilczym Stadem, na którego czele stoją dwaj bracia z Karpat. Co ciekawe, wyższy rangą jest ten młodszy i dużo bardziej szalony, Hjorr, grany przez Eda Skreina. Hjorr to postać co najmniej denerwująca. Bohater wydaje się być po prostu tępy, do tego stroi zupełnie nieprzerażające, ale za to przedziwne miny oraz morduje ludzi z zamiłowaniem większym niż wymaganym. Jedynym plusem tego bohatera jest to, że zapada w pamięci - w przeciwieństwie do większości innych postaci. Starszy z braci, Bovarr, w którego wcielił się Anatole Taubman, ginie na tle swojego młodszego brata. Najciekawszą postacią w całej produkcji jest za to chrześcijański mnich Conall, grany przez Ryana Kwantena. Ma on jakąś osobowość, a do tego jego sekwencje walki są atrakcyjne i widowiskowe. Cała historia jest nielogiczna i pełna nieścisłości. Świetnie obrazuje to scena, w której Wikingowie biegną za mnichem do wodospadu, za którym mają być bezpieczni. Asbjorn ze swoimi żołnierzami i księżniczką biegną, a na koniach goni ich Wilcze Stado. Kamera odjeżdża i widzimy, że wodospad jest naprawdę daleko, a konni są coraz bliżej uciekających. Następna scena pokazuje, że Wikingowie są już przy wodospadzie, a Wilcze Stado jeszcze ich goni. Dodatkowo nie są zmęczeni, jakby przebiegli sprintem z 10 kilometrów. Gdzie logika? W tym filmie jej nie ma, a to tylko jeden drobny przykład niemożliwych rzeczy. Jeszcze jednym słabym punktem produkcji „Northmen: A Viking Saga” są słabe efekty specjalne i kiepska charakteryzacja. Nie ogląda się tego dobrze. Szczególnie strzała lecąca znad wodospadu i zakręcająca jak kula w „Wanted” była dość kiepsko zwizualizowana. Zobacz również: Najfajniejszy ekranowy wiking – sondaNorthmen: A Viking Saga” jest filmem słabym. Historia Asbjorna i jego ludzi nie fascynuje, nie wciąga. Nieścisłości drażnią, a kolejne kroki bohaterów są do przewidzenia. Produkcja wydaje się być robiona na szybko, bez większego przyłożenia. Szkoda, bo jeszcze trochę pracy, a mógłby być to całkiem fajny film.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj