Lubię eksperymenty w serialach, które przyjemnie się ogląda. Czasem trochę urozmaicają rozrywkę, są w stanie wprowadzić coś świeżego i nietypowego. Jednak musicalowa wstawka w Scorpion wydaje się nie na miejscu. Nie pasuje do tej konwencji nawet z tym fabularnym wyjaśnieniem, że to „wewnętrzna radość” Waltera śpiewa i tańczy. Na szczęście pojawia się to tylko w dwóch momentach i nie ma większego wpływu. Próba to jednak nieudana i dziwaczna. Powrót Collinsa po przerwie stanowi ciekawe spojrzenie na grupę bohaterów. W końcu jest to postać, która doskonale zna ich z przeszłości, a w czasie od kiedy ostatnio go widzieliśmy, wiele się zmieniło. Stanowi on spojrzenie z dystansu na to, co obecnie się dzieje w Skorpionie. Tyczy się to relacji Paige z Walterem oraz Toby'ego z Happy. Ta postać jest wykorzystana jako zimny prysznic dla każdego, dzięki czemu sami mogą spojrzeć z dystansem na siebie i swoje zachowanie. Zabieg dość prosty, wręcz banalny, ale jest solidnie wykorzystany w tym odcinku. Czasem twórcy serialu Scorpion przesadzają. Mają wiele niezłych pomysłów na historie dla bohaterów, ale gdy zbyt mocno popłyną w skrajność, robi się kuriozalnie. Zawsze, gdy Walter i spółka walczą o losy świata, czuć, że w tym przypadku nie do końca to działa. Czuć przesadę i rzucanie się na zbyt głęboką wodę. Serial wówczas traci na wiarygodności oraz staje się mniej atrakcyjną rozrywką. Mamy uwierzyć, że Scorpion to tak naprawdę taka grupa MacGyverów, którym żadne zagrożenie nie straszne. I dobra, ja w to wierzę i przeważnie to działa. Tylko cała historia traci na jakości, gdy wątki wchodzą na takie absurdalne rejony. Umiar zawsze służył twórcom tego serialu, bo wówczas tworzyli najlepsze odcinki. Obawiam się, że fabuła z końcem świata może się zakończyć w sposób zbyt prosty i banalny. Dobrze jednak, że twórcy dali sami sobie szansę na sensowniejsze rozpisanie tego wątku na więcej odcinków. Jeśli przymknąć oko na tę przesadę, całość jest tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Tempo jest zawrotnie szybkie, jest interesująco i momentami zabawnie. Czasem banalnie, czasem niektóre momenty są za bardzo przesadzone, ale wszystko jest jakoś spójne w tej konwencji. Dobrze, że relacje pomiędzy bohaterami uległy zmianie przez te sezony, bo udaje się twórcom w miarę sensownie to rozwijać. Zmiana dynamiki pomiędzy członkami grupy na czele z Walterem i Paige to rzecz z dobrym potencjałem na świeże zabiegi w nowym sezonie. Dzięki temu można wprowadzić wiele dobrych i zabawnych pomysłów urozmaicających rozrywkę.
Scorpion to przyjemny i lekki serial, który nigdy nie starał się oszukiwać, że jest czymś innym. Mało w tym wiarygodności, a zachowanie „geniuszy” czasem jest aż skrajnie głupie, ale to nie przeszkadza. To taki guilty pleasure i ten sezon też tak się zapowiada.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj