Oglądając pierwszy odcinek SEAL Team, miałem wrażenie, że serial stara się być bardziej dynamiczną, mniej przegadaną wersją Six. Jednak to, co serial History Channel miał w sobie dobrego, tutaj zostało właściwie całkowicie stracone. Fabuła to klisza jakich wiele. Głównym protagonistą jest Jason, świetnie wyszkolony żołnierz, który niedawno stracił w akcji przyjaciela, co zresztą jest nam podane na tacy już w pierwszych pięciu minutach odcinka. W kontrze z nim dostajemy Claya, młodzika, który musi udowodnić swoją wartość i wyrwać się z negatywnego cienia własnego ojca. Wszystko to oczywiście w otoczeniu operatorów jednej z najlepszych jednostek na świecie i prowadzonych przez nich misji. Problemem jest tutaj nie tylko sztampa i klisza, ale też fakt, że prócz dwóch głównych bohaterów, nikt w tej produkcji w zasadzie nie zapada w pamięć. Dodatkowo ma się wrażenie, że bohaterowie przedstawieni są zbyt szybko. Owszem, to dopiero pierwszy odcinek i nie ma co oceniać głębi postaci czy ich potencjału na rozwój, jednak już na tym etapie widz zwykle ma wyrobioną jakąś opinię o bohaterach, a tutaj nie jest w stanie tego zrobić, ani nawet poczuć więzi sympatii z którymkolwiek z nich. Wszelkie próby wywołania emocji i zbliżenia widza z bohaterami, czy to pokazanie sytuacji rodzinnej Jasona czy też przeszłości Claya i jego ojca, czy nawet trochę zabawnych momentów w samolocie transportowym, wypada sztucznie i często pozbawionych jest kontekstu. Brak mi też wyraźnie zarysowanego czarnego charakteru, w sumie brak mi jakiegokolwiek czarnego charakteru. Nie tylko nie pokuszono się tu jeszcze o ukazanie głównego wroga całego sezonu, o ile takowy koncept w ogóle będzie wykorzystany, ale też w zasadzie tego wroga nie było w ogóle. Owszem, jest terrorysta, na którego nasz oddział poluje, ale jest on przedstawiony wyłącznie za pomocą odprawy przed misją i wymiany zdań dwóch postaci. Cały odcinek prezentowany jest tylko i wyłącznie z punktu widzenia naszych dzielnych wojaków, nie dając nawet namiastki perspektywy tej drugiej strony, ani ich motywacji czy nawet kontekstu całej tej operacji. Po prostu schemat zagrożenie-plan akcji-likwidacja. To mi pachnie słabym proceduralem. Jeśli chodzi o militarny aspekt serialu to nie mam za bardzo się do czego przyczepić. Zarówno sprzęt, jak i działania operatorów wyglądają i grają autentycznie. W zasadzie zgrzytała mi jedna rzecz. Skąd bohaterowie mieli dokładną makietę domu, w którym przebywa cel? Dodajmy jeszcze, że działo się to w Liberii, w Afryce. W jakimś bardziej rozwiniętym miejscu można by to jeszcze usprawiedliwić łatwym dostępem do danych, takich jak projekty architektoniczne, ale tutaj? Nie gra mi to. Chciałbym, żeby SEAL Team był czymś więcej, czymś co rozrusza nieco rynek serialów militarnych. Na to się póki co nie zapowiada, jednak to dopiero pierwszy odcinek, więc miejmy nadzieję, że jeszcze będzie dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj