Wracamy po dłuższej przerwie z recenzją kolejnych odcinków SEAL Team. Czy warto dalej oglądać ten serial?
Nie sądziłem, że
SEAL Team zdoła mnie czymś zaskoczyć. Pierwsze 3 odcinki tego serialu zwiastowały kolejną przeciętną produkcję militarną o przygodach dzielnych i wspaniałych Amerykanów na współczesnym polu walki. I częściowo dalej tak jest, bo twórcy raczej nie zrezygnują ze wszechobecnego patosu, ale zdecydowanie, na przestrzeni tego sezonu, wzrosła wartość rozrywkowa serialu.
W pierwszym z omawianych dzisiaj odcinków Jason i jego ekipa wyrusza do Europy, by schwytać zbrodniarza wojennego odpowiedzialnego za masakry ludności cywilnej w Jugosławii lat 90. Jak nietrudno się domyśleć, nic nie jest takie proste, jak się wydaje, a początkowy plan spalił na panewce. Owszem, jest to sztampowe i przewidywalne, ale gra naprawdę dobrze. Przyjemnie ogląda się sceny akcji, zwłaszcza trening Fok oraz późniejszą egzekucję operacji. Jest nawet wątek byłego oficera GROM, choć z początku wyglądający na niezbyt pozytywny.
Pojawia się również ojciec Claya, niesławny były operator i autor książki o Fokach. Powiem szczerze, że mi osobiście ten wątek nie zagrał dobrze. Zdecydowanie lepiej to działało w momencie, kiedy ta postać nie miała twarzy i głosu, a o jej wyczynach dowiadywaliśmy się tylko i wyłącznie z rozmów między bohaterami. A tak otrzymujemy sztampowego złego i wyrodnego ojca. Zupełnie niepotrzebnie.
5. odcinek jest póki co moim ulubionym. Połączenie
Rules of Engagement z
13 Hours, do której to operacji zresztą bohaterowie nawiązują, wypada naprawdę dobrze. Sceny akcji w tym serialu zawsze oglądało się ni mniej, ni więcej jak przyjemnie, jednak w tym epizodzie jest to coś, co trzyma w napięciu przez cały czas trwania. Choć nie ma tu jakichś wybitnych scen, odcinek jest przede wszystkim bardzo, ale to bardzo wyrównany. O ile w poprzednich zdarzały się momenty naiwne czy też zwyczajnie głupie, tutaj nie ma tego wcale, co zaliczyć można tylko na plus.
6. odcinek z kolei ma niewiele wspólnego z jakąkolwiek akcją. Owszem, mamy wspólne ćwiczenia drużyn Bravo i Charlie przed misją, ale nie to jest osią odcinka. Jest nią konflikt między Jasonem i jego odpowiednikiem w teamie B. Jest to również pretekst do poruszenia tematu rasizmu w armii USA. Wydawałoby się, że w obecnych czasach coś takiego nie powinno mieć miejsca, a jednak okazuje się, że kolorowi dalej mają ciężej. Jest to po prostu przykre.
Ten odcinek to opowieść i konflikcie, tak wewnętrznym, jak i zewnętrznym, ale też o odkrywaniu siebie. Jest to pokazane nie tylko na przykładzie dowódców wspomnianych drużyn, ale też emocjonującej podróży Claya w poszukiwaniu rodziny swojego poległego przyjaciela. Przemianę bohatera obserwujemy już od kilku odcinków, jednak to właśnie śmierć najbliższej mu osoby i radzenie sobie z nią mogą być tym, co ostatecznie ukształtuje jego charakter i miejsce w elitarnej jednostce.
W tle wszystkich 3. odcinków znajduje się motyw domniemanej kochanki Nate'a. Sprawa komplikuje się coraz bardziej, w miarę wychodzenia na wierzch faktów z żucia poległego oficera. Przyznam szczerze że nie spodziewałem się, że to właśnie ta sprawa będzie napędem tego sezonu, jednak wszystko na to wskazuje. Na szczęście to jak twórcy rozwinęli tę intrygę pozwala mieć nadzieję na naprawdę dobry wątek.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h