Selfie w końcu pozwala rozwinąć postacie drugoplanowe, bo do tej pory były one nic nieznaczącymi, papierowymi epizodami. Pole do popisu dostaje Charmonique (Da'Vine Joy Randolph) i jej syn Kevin.
Wątek Charmonique okazuje się niespodziewanie udany. Ma w sobie kilka naprawdę humorystycznych scen, na czele z relacją bohaterki z dawną miłością z czasów szkolnych. To działa z dwóch powodów - rozwija postać kobiety, którą w końcu możemy poznać i polubić, a także pozwala rozwinąć się Elizie (Karen Gillan). Sama Charmonique ma potencjał, który w tym serialu może zostać wykorzystany. Szczególnie nieźle prezentowała się jej relacja z Elizą - panie zaskakująco dobrze się dogadywały.
[video-browser playlist="632980" suggest=""]
Fabuła odcinka skupia się na tym, by Eliza była miła i pomocna, a Henry (John Cho) raz nie pracował w weekend. Efektem tego jest Eliza bawiąca się w niańkę Kevina. I to zaskakuje dobrym rezultatem, bo ten motyw ma kilka naprawdę zabawnych momentów. Jednocześnie też pokazuje młode panny rywalizujące o "lajki" za Instagramie w przerażająco prawdziwym świetle. W tej historii pozytywnym zaskoczeniem okazuje się właśnie Kevin, którego odtwórca wykorzystuje kilka niezłych trików komediowych (dziwaczny płacz). Dzięki niemu i sympatycznej relacji z Elizą można się pośmiać.
Tym razem Selfie oferuje widzom ciekawszą historię z większą liczbą gagów. Wykorzystuje do tego metody proste, opierające się na bohaterach i ich talencie, ale skuteczne. Nadal John Cho i Karen Gillan są motorem napędowym tego serialu, ale gdy warstwa humorystyczne oparta zostaje też na innych postaciach, efekt okazuje się dobry.
Czytaj również: Ruszyły castingi do serialu "Supergirl". Kogo szukają producenci?
Selfie to przyjemna, lekka komedia, którą ogląda się naprawdę dobrze. Ten odcinek pokazuje, że serial może się rozwinąć się w coś bardzo ciekawego.