Netflix wypuścił nowy film akcji z Olgą Kurylenko w roli głównej zatytułowany Sentinell. Oceniamy, czy warto poświęcić mu czas.
Kino zemsty cieszy się zainteresowaniem od wielu lat. Stary motyw bazujący na traumatycznym przeżyciu głównego bohatera, który potem chce wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę zawsze przyciągał ludzi do kin. Takie filmy jak
Pluję na twój grób,
Carrie,
Kill Bill czy
John Wick uchodzą za najlepsze tytuły z tego rodzaju. Ten ostatni pokazuje, że kino zemsty sprzedaje się rewelacyjnie nawet w dzisiejszych czasach. Prosty pomysł obfitujący w tony akcji jednak nie zawsze gwarantuje sukces.
Sentinelle pokazuje nam, jak takiego kina nie kręcić.
Klara (Olga Kurylenko) jest wyszkoloną, francuską żołnierką. Po traumatycznej misji, z której ledwo uszła z życiem wraca do rodzinnego domu, gdzie mieszkają jej mama i siostra. Jednej nocy, podczas wyjścia na miasto, siostra Klary, Tania, zostaje zgwałcona przez rosyjskich milionerów. Klara postanawia wykorzystać swoje umiejętności nabyte w wojsku by zemścić się na mężczyznach, którzy skrzywdzili jej siostrę.
Początkowa scena na linii frontu, gdzie mamy krótką chwilę na poznanie głównej bohaterki wydaje się nie mieć większego wpływu na fabułę. Owszem, Klara nie panuje nad sobą, a codzienne patrolowanie plaży sprawia jej duże problemy. Jest to jednak słabe wytłumaczenie dla jej żądzy krwi, której w filmie widzimy tak dużo. Cały pomysł z przedstawieniem postaci jako kobiety-żołnierki stanowi prostą wymówkę, dlaczego kobieta wyglądająca jak modelka umie się bić jak Neo w
Matrixie. Krzywda, jaka przydarzyła się jej siostrze wygląda tylko na pretekst, którego Klara potrzebowała, by wyrzucić z siebie negatywne emocje. Szkoda, że niestety tyle osób musiało przy tym zginąć.
Poza tym, że postać Klary jest źle napisana, to w dodatku jest jeszcze źle zagrana. Olga Kurylenko próbuje zgrywać niezłomną kobietę, dla której zemsta jest chlebem powszednim. Szczelnie kisi w sobie emocje i daje im upust tylko w tandetnych scenach walki. Podczas rozboju, który dzieje się każdym razem gdy Klara napotyka „bad guy’ów” często dostajemy scenę typu: bohaterka czołga się z bólu, ale nagle wstaje by zrobić kopniaka z kołowrotka. Na jej twarzy rzadko pojawiają się inne wyrazy niż zażenowanie czy ból. Problem tkwi w tym, że jej postać od początku nie budzi sympatii. W kinie zemsty ważnym elementem jest przedstawienie głównego bohatera jako niewiniątka, któremu bez przyczyny przydarzyło się coś strasznego. To pozwala na usprawiedliwienie widzowi wszystkich makabrycznych aktów zemsty, które później bohater dokona. Klara budzi w nas niechęć od samego początku swoją zirytowaną miną oraz nieumiejętnością panowania nad sobą. Jeżeli film miał na celu zarysowanie postaci prawdziwej antagonistki, bez dwóch zdań się udało. Gorzej z tym, że przez to, że główna bohaterka mało nas obchodzi, film zaczyna nas obchodzić jeszcze mniej z każdą kolejną minutą.
Netflix również nawalił przy propagowaniu swojej polityki gender role. Ukazanie niepasującej do roli żołnierki kobiety z ciałem i twarzą modelki mogłoby się udać, gdyby do tematu podejść poważnie. Zamiast pokazać problemy oraz wyzwania, z jakimi mierzą się kobiety podczas służby wojskowej, twórcy stwierdzili, że samo zastąpienie żołnierza na żołnierkę wystarczy. Efekt finalny wygląda tak, że według
Sentinelle kobiety są za słabe psychicznie na pracę w wojsku. Połączenie zabójczego wytrenowania żołnierki z problemami psychicznymi i żądzą zemsty skutkuje prawdziwą rzezią, której nikt nie był w stanie zatrzymać. Wszystkie morderstwa, jakich dokonała Klara uchodzą jej na sucho. W dodatku obsadzenie pięknej aktorki w roli nieopamiętanej maszyny do zabijania tylko utwierdza stereotyp, że kobietom trudniej panować nad emocjami. I nie, scena lesbijskiego seksu nie naprawia tego wszystkiego. Takie filmy powodują więcej szkód niż dobra. Może warto czasem bardziej przemyśleć, jaki przekaz będzie miała taka produkcja. W tym wypadku jest on odwrotny do zamierzonego.
Jedyną zaletą filmu jest jego czas trwania. 80 minut sprawia, że żałujemy czasu poświęconego na seans jedynie przez trochę ponad godzinę. W dodatku, bezsensowna fabuła gna do przodu i kończy się, zanim zdążymy się zorientować. Finałowa scena jest natomiast jak zepsuta wisienka na torcie, po której nie będziemy mieli wątpliwości, że to co obejrzeliśmy było naprawdę kiepskie. Jedyny element przyciągający widza do tytułu to nazwisko Kurylenko. Niestety nawet ona zawodzi nas od początku do końca. Lepiej więc postawić na sprawdzone kino akcji, w którym kobiet żądnych zemsty nie brakuje.
Sentinelle sprawi jedynie, że będziemy chcieli zemścić się na osobie, która nam ten film poleciła.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h