Serce nie sługa to komedia romantyczna, która na pierwszy rzut oka chce opowiedzieć historię, jakich pełno w tym gatunku. Mamy więc najlepszych przyjaciół - Filipa i Darię - którzy kiedyś obiecali sobie, że jak do trzydziestki nie będą z kimś, to sobie razem zrobią dziecko. Schemat, ograny w wielu produkcjach gatunku na różne sposoby, jest tutaj potraktowany jako punkt wyjścia do czegoś więcej. Do historii, która bardziej niż uczucie pomiędzy parą ma pokazać ich pragnienie posiadania dziecka. A wręcz mocniejszy nacisk jest położony na postać Filipa i jego podejście do tematu, które definiuje zaprezentowaną w filmie przemianę. Czasem można odnieść wrażenie, że reżyser nie do końca wie, czy ważniejsze ma być romantyczne uczucie w kształtowaniu postaci, czy kwestia chęci posiadania potomstwa. Dlatego ten aspekt wydaje się trochę nierówny, niedopracowany i z niewykorzystanym potencjałem. Choć czuć, że kwestia dziecka ma priorytet, to częściej jednak czuć niezdecydowanie w tym aspekcie, które wpływa na kształt historii. Byłem w stanie uwierzyć w przedstawioną kumpelską relację pomiędzy bohaterami, która rozbudowała się w miłość. Rozwija się to stopniowo i powoli, ale na tyle przekonująco, że da się ich kupić jako parę. Jest w tym jakaś dawka wiarygodności. Roma GasiorowskaPaweł Domagała tworzą sympatyczny duet, który można w tym filmie polubić. Nawet jeśli są dostrzegalne zgrzyty w przejściu z mającej sens przyjaźni do miłości. Mam problem z decyzją reżysera, by opowiadać historię tylko z perspektywy Filipa i Darii. Zatem wątki wszelkich postaci drugoplanowych są zaledwie zarysowane, częściej wręcz wciśnięte na siłę i niemające żadnego znaczenia dla fabuły. Takim sposobem mamy zmarnowanego Borysa Szyca jako przyjaciela głównego bohatera, zbyteczny epizod Ewy Chodakowskiej (w kilku scenach biega z bohaterami, nie ma to żadnego celu) czy Mateusz Damięcki jako policjant w krótkim wątku. Troszkę broni się Magdalena Różczka w roli Marietty, przyjaciółki głównej bohaterki, która przynajmniej ma wątek wzbudzający uśmiech, a jej romantyczna historia wydaje się mocno wpisana w przerysowany sposób w ramy gatunkowe, ale jest niestety szybko ucięta i zlekceważona. Takich motywów rozpoczętych i zapomnianych jest sporo w tym filmie, więc ostatecznie gdzieś to traci swoją spójność. Zbyt dużo niedociągnięć i niezrozumiałych decyzji. Twórcy chcieli podejść do tematu ambitnie, więc można pod wieloma względami powiedzieć, że nie mamy do czynienia z typową komedią romantyczną. Opowieść jest prowadzona w taki sposób, że jej finał staje się niespodzianką dla widza i do tego jest nasycony dobrą dawką emocji. Ten aspekt filmu mnie właśnie przekonał, bo oferuje sprawnie przekazane emocje, jakich po polskiej komedii romantycznej bym nie oczekiwał. To właśnie w dużej mierze za to, jak działa zakończenie, daję ocenę wyżej.   Jednocześnie mam jednak kłopot z wiarygodnością decyzji postaci Darii w związku ze spoilerowym zwrotem akcji. Im dłużej myślę, tym bardziej wywołuje ona mieszane, skrajne odczucia. Z jednej strony wiem, że ktoś mógłby podjąć takie ryzyko i zachować się w sposób na pierwszy rzut oka irracjonalny, z drugiej strony sprawa jest bardziej skomplikowana w tych kwestiach, niż może nam się zdawać. Do tego trzeba dodać fakt, że twórcy podobno inspirowali się prawdziwą historią, więc pozostaje pytanie, co w zachowaniu Darii zostało z tego zaczerpnięte? Rzecz do głębszego przemyślenia. Z humorem jest w filmie różnie. Nie przeczę, że są sceny troszkę wymuszone, gdzie po prostu to nie działa. Nie bawi, tak jak powinno. Jest jednak też sporo lekkich scen, które nie chcą bawić kloacznymi żartami z najniższej półki, jak wiele polskich komedii romantycznych. Ba, nawet nie kojarzę, by w tym filmie padały wulgaryzmy, co jednak jest mimo wszystko plusem i ciekawą alternatywą dla wielu polskich produkcji. Próba rozbawienia widza w sposób ciut subtelniejszy to coś, co pochwalę, bo wymaga więcej wysiłku, niż wrzucanie wulgaryzmu za przecinek. Nawet, jeśli jak w tym przypadku jest po prostu nierówno. Biorąc jednak za porównanie wiele słabych polskich komedii romantycznych, przez które gatunek ma u nas złą opinię, nie jest aż tak źle. Ma to swoje momenty. Najbardziej jednak razi mnie w tym brak wykorzystania Trójmiasta. Plusem jest, że polskie filmy w końcu wychodzą poza Warszawę, bo ileż można osadzać historie tylko w jednym miejscu? Problem mam z tym, że film ma kiepskie wykorzystanie lokacji. Więcej scen rozgrywa się w pomieszczeniach, tworząc zbyt duszny i pozbawiony życia klimat, a te na zewnątrz są krótkie i osadzone w kilku charakterystycznych miejscach (bulwar i fontanna w Gdyni, molo w Sopocie czy starówka w Gdańsku). Brakuje mi w tym wizualnej wiarygodności, by pokazać, że ci ludzie żyją w tym mieście i nie pokazują się tylko w najbardziej znanych lokacjach. Biorąc za przykład wspomnianą stolicę, to jednak tam naprawdę widać, że jeżdżą po mieście, żyją w nim i coś się dzieje, a tu jest tak, jakby bali się kręcić w większej liczbie miejsc, by pokazać piękno Trójmiasta i klimat, jaki on buduje. Trochę niedosyt. Serce nie sługa nie jest jakąś tragedią, którą nie da się obejrzeć z przyzwoitą dawką przyjemności. Ten film ma wiele problemów i niedociągnięć, ale też ma serce na odpowiednim miejscu. A to dla mnie jest najważniejszą cechą komedii romantycznej, która w ten sposób potrafi przyciągnąć do opowiadanej historii i stać się przyjemną rozrywką. Podszedłem do tego z otwartością i dystansem. Efekt tego taki, że nie nudziłem się, czasem zaśmiałem i raz nawet wzruszyłem. Może i przeciętniak, z potencjałem na więcej, ale na tle wielu słabszych przedstawicieli gatunku, nawet przyjemny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj