Większość fabuły obu odcinków skupia się bardziej na zabójstwie Joey'ego, nie Jesse'ego. Sprawa białego nastolatka została trochę zepchnięta w tło, by ukazać powiązanie morderstwa czarnoskórego dzieciaka. Bynajmniej nie chodzi tutaj o to, że twórcy chcą poświęcić więcej czasu na pokazanie śmierci osoby czarnoskórej, bo takie mają widzimisię. To wychodzi naturalnie z obu wątków, które dobrze się zazębiają. Zaczynają osiągać punkt, w którym nie mówi się o tym albo o tym w kategoriach czegoś osobnego. Takim sposobem twórcy wydają się stawiać mocną sugestię, że w tym wszystkim nie chodzi o kolor skóry ofiary, ale o sam fakt śmierci młodych osób. To nadaje uniwersalności historii, która jest tutaj potrzebna. Prowadzenie śledztwa może się podobać. Jest ciekawie, płynnie i każde kolejne wyjawienie nowych informacji odbywa się w sposób atrakcyjny i nie wymuszony. Odkrycie problemów w departamencie szeryfa jest tym, co napędza te dwa odcinki. Wyraźnie budowany jest konflikt na linii śledczy – gliniarze, który szybko nabiera rumieńców. Widzimy to w scenie Terry'ego z szeryfem, który daje mu lekcję oraz w momencie, gdy Akino jest zatrzymana za jazdą pod wpływem i szantażowana. Ten drugi motyw wynika tylko z winy bohaterki, która zbyt łatwo dała się podpuścić. To sprawia, że kolejne odcinki powinny być bardziej emocjonujące, bo gliniarze wiedzą, że oni depczą im po piętach. Nie ma na co narzekać. Kwestia zabicia Joey'ego jest o tyle ciekawa, że wygląda na nieprzypadkową. Sugestia polowań bogatych białych ludzi na czarnoskórych z biednej dzielnicy jest czymś mało odkrywczym, ale w tym wydaniu może być czymś ciekawym i emocjonującym. Nie czuję się też zaskoczony, gdy dzieciak wskazał mordercę Joey'ego. Jest to element układanki, który od razu wchodzi na swoje miejsce. Ciekawe w tym jest to, że rysopis tegoż zabójcy mógł też wskazywać na szeryfa. Zdecydowanie podobieństwo było, ale to już byłoby chyba zbyt proste rozwiązanie. Jesse zszedł na dalszy plan, ale to nie znaczy, że wątek zostaje zlekceważony. On nadal jest ważny i ma wpływ na rozwój wydarzeń. Choćby w momencie, gdy widzimy zwolenników sprawiedliwości dla niego stających w szranki z poplecznikami zwolenników Joey'ego. Twórcy zaskakująco trafnie i mądrze pokazują, jak to dzieli społeczeństwo. Choć nie powinno... w momencie, gdy pastor przemawia wyjaśniając tę kwestię czuć, że jest w tym mądrość. Tylko ona nie trafia przez ograniczenia kulturowe, poznawcze i społeczne. Brzmi to niespodziewanie prawdziwie. W takich momentach Shots Fired wznosi się na wyżyny. Podobnie jak podczas wywiadu telewizyjnego matek. Są emocje. Trochę lepiej jest w kwestii wątku drugoplanowych, osobistych. Do tej pory były one bardziej sztampowym i banalnym dodatkiem. Teraz trochę zeszły na dalszy plan i od razu jest lepiej. Ciekawiej to wygląda, gdy widzimy zacieśnienie relacji Akino z Terrym, niż gdy obserwujemy ich indywidualne problemy rodzinne. Więcej czasu dla śledztwa i intrygi jest korzystne dla rozwoju akcji. Nie brak w obu odcinkach ciekawych motywów, subtelnych, emocjonalnych scen (opowiadanie nastolatka czytane matce), politycznych machinacji i zaskoczeń. Dobrze opowiadana historia, która trochę cierpi przez brak kogoś wyjątkowego za sterami całej wizji. Obsadzanie za kamerą utalentowanych reżyserów kina niezależnego pomaga, ale oni mogą obrazować wizję, nie narzucać swojego stylu. Dlatego też tym bardziej ciekawi mnie w tej kwestii 6 odcinek, który zostanie wyreżyserowany przez nagradzanego Jonathana Demme'a. Pomimo że serial nie jest tak wybitny w stosunku do tego, co oferuje American Crime, jest to rozrywka na dobrym poziomie. Inteligentna, ciekawa, ale bardziej przystępna dla widza niż wspomniany American Crime.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj