Film "Sicario" opowiada o walce Departamentu Bezpieczeństwa z meksykańskim kartelem narkotykowym, toczonej na granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Potyczka jest zawzięta, trup ściele się gęsto, a dotychczasowe metody przestają się sprawdzać. Zostaje więc powołany nowy oddział do walki z latynoskimi gangsterami, a przewodzić ma mu na pozór nierozgarnięty Matt (Josh Brolin), który postanawia zwerbować do swoich szeregów Kate Macy (Emily Blunt). Jest ona ambitną i skuteczną agentką FBI, która walczyła do tej pory z kartelem po stronie amerykańskiej, jednak - jak uświadamia jej Matt - jest to mrówcza robota, a właśnie on będzie starał się rozbić kartel u jego podstaw. Fabuła wydaje się być brutalnie prosta i… właśnie taka jest, ponieważ zupełnie nie porywa, brak jej niespodziewanych zwrotów akcji czy ciekawie i oryginalnie poprowadzonych postaci. Sama historia wydaje się nieco wyabstrahowana, ponieważ jak wiele razy wspominają sami bohaterowie, ich walka po stronie meksykańskiej jest jedynie drobnym elementem większego procederu, którego nie da się powstrzymać z dnia na dzień. „Sicario” jest filmem nierównym niczym górzyste krajobrazy spalonego słońcem Meksyku – raz bywa intensywnie i emocjonująco, aby po chwili powrócić do standardowych przestojów. Charakterystyczne dla tego obrazu jest to, że Villeneuve w dość szybki sposób potrafi od podstaw zbudować atmosferę napięcia. Czy to podczas rutynowej akcji, strzelaniny czy przejazdu konwoju przez niebezpieczne dzielnice miasta Ciudad Juárez – napięcie występuje w takim stężeniu, że dosłownie można je kroić nożem. Niestety film nie do końca sobie radzi z przestojami mającymi zapełnić czas pomiędzy kolejnymi akcjami – prezentuje się to tak, jak gdyby reżyser nie miał na to określonego pomysłu, tylko starał się prowadzić wszystko na wyczucie, które w tym wypadku się nie sprawdza. [video-browser playlist="745839" suggest=""] Zauważalna i ciesząca zmysły jest precyzja, z jaką twórcy zaprojektowali świat przedstawiony – niemal z dokumentalistycznym odwzorowaniem, które przekłada się na to, że film niemalże od pierwszego kadru pochłania. Wszelkie militarne potyczki są bardzo wiarygodne i zdają się mieć podstawy w prawdziwych działaniach tego typu jednostek. Dodatkowo poczucie wchłonięcia przez brudną i spaloną słońcem krainę potęguje doskonała harmonia dźwięku z obrazem, która dość jednoznacznie nakreśla charakter Meksyku jako niezwykle pięknego, acz równie drapieżnego kraju. Pod względem aktorskim „Sicario” prezentuje się jako produkcja poprawna: Emily Blunt po filmie „Edge of Tomorrow” ewidentnie weszły w krew postacie stanowczych i wyrazistych kobiet, dlatego też żadnej trudności nie sprawia jej odtworzenia takiejże w obrazie Villeneuve’a. Josh Brolin wydaje się grać z charakterystyczną dla siebie łatwością postać nieco zdystansowaną, trochę zabawną, jednak bez większego wyrazu. Del Toro przypadła rola „psa gończego” postaci Matta, czyli bohatera równie niejednoznacznego, co tajemniczego – niestety nie jest to nic nowego w emploi aktora, przez co jego postać zdaje się być bez wyrazu. Villeneuve swoim najnowszym filmem po raz kolejny udowadnia, że ma talent do budowania napięcia oraz kreowania pochłaniającego klimatu. Jednak w przypadku thrillera kryminalnego potrzeba czegoś więcej – choćby znakomitego scenariusza, którego w „Sicario” ewidentnie zabrakło, przez co jest to mało oryginalna, aczkolwiek poprawna produkcja, która celuje w znacznie niższe rejestry niż dotychczasowe projekty kanadyjskiego reżysera, jak chociażby poruszające „Pogorzelisko” czy wyrazisty i wciągający „Prisoners”. W przeciwieństwie do tych obrazów najnowszy film Villeneuve’a pozostawia duży niedosyt po zakończonym seansie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj