Skrzynia ofiarna Martina Stewarta zdaje się horrorem, czy raczej thrillerem średnim, przeciętnym i niezbyt oryginalnym. Szumna zapowiedź na okładce, iż jest to paranormalny dreszczowiec, który pokochają fani powieści w stylu To Stephena Kinga i serialu Stranger Things, nieco rozmija się z rzeczywistością. Z klimatu tych dzieł mamy jedynie grupkę jeżdżących na rowerach nastolatków, którzy usiłują poradzić sobie ze złem, które – jakież to dziwne – sami przywołali do życia. Przy czym owo zło bywa u Martina miejscami mało przerażające, nijakie i niedookreślone - w złym sensie tego słowa, czyli nie mistycznie tajemnicze, a po prostu pojawiające się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego, bez ugruntowanej, czy choćby z grubsza zarysowanej mitologii. Jedyną ciekawą rzeczą tyczącą się owego zła są niedające się zabić (albowiem już martwe) wrony symbolizujące ofiary, zmuszone do służenia temu, co je zabiło. Bo jeśli mówimy o pozostałych potworach - ożywające zwierzęta i złowrogie zabawki z dzieciństwa, chociaż momentami straszne, chyba już wielokrotnie widzieliśmy… Jeśli chodzi o głównych bohaterów opowieści, jedynie September Hope wzbudza większe zainteresowanie i jako taką sympatię, pozostała trójka jego przyjaciół (notabene, cóż to za przyjaciele, którzy po wspaniałych, wspólnie spędzonych wakacjach, przez następne cztery lata unikają się jak ognia i przebywając w jednej szkole, w ogóle się do siebie nie odzywają?) ani czytelnika ziębi ani grzeje. Co najwyżej irytuje, bo przeważnie rozumem nie grzeszą, nawet jak na 15-latków. Same ich lęki (podobnie jak Sepa) są zrozumiałe i dobrze nakreślone, ale generalnie ich sylwetki napisano okropnie rozwodnioną kreską. Już lepiej wypadają postacie teoretycznie drugoplanowe, jak grecki właściciel włoskiej restauracji.
Źródło: YA!
W płynnym czytaniu Skrzyni ofiarnej nie pomagają również przeskoki czasowe. Oczywiście, nie wszystkie powieści muszą rozgrywać się chronologicznie i linearnie, ale skakanie autora ruchem konika szachowego po bohaterach z przeszłości i teraźniejszości ciut nuży, więc jeśli miało to być celowym zabiegiem artystycznym – nie spełniło swojej roli.
Wartość opowieści podnosi język, jakim została napisana – ciekawy, lakoniczny, ale nie stroniący od celnych opisów, różnorodny, ze zmianami stylu, gdy przychodzi autorowi przekazywać myśli czy senne wizje jego postaci. Jednakże to odrobinę za mało, by uznać powieść za wybitną. To raczej typowy średniak z pretensjami do bycia czymś lepszym. A puenta w stylu Harry’ego Pottera o tym, jak to miłość i przyjaźń zawsze zwyciężają, zwłaszcza w obliczu mizernego udokumentowania owej przyjaźni, wydaje się zaskakująco nie na miejscu. Skrzynia ofiarna
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj