Zmian w premierowych odcinkach drugiego sezonu jest sporo, ale wszystkie one cieszą, gdyż wyraźnie można odczuć poprawę jakości. W pierwszym sezonie spora krytyka tyczyła się Julii i wątków z nią związanych (problemy rodzinne, zdrada). Nie wychodziło to najlepiej. Romans z Michaelem Swiftem był wymuszony, niepotrzebny i nieciekawy. Tutaj mamy zmianę - Swift znika, Leo (jej syn) również się nie pojawia, a mąż Frank gości jedynie kilka minut, by w wybuchowy sposób się pożegnać. Dzięki takiemu zabiegowi pozbywamy się trzech nudnych i papierowych postaci, które nie wnosiły do serialu kompletnie nic ciekawego. Skupienie się w większości na zawodowym życiu Julii i jej relacji z Tomem wypada o wiele bardziej interesująco i przekonująco. Jest w tym więcej emocji, bardziej ludzkiego podejścia, które ciekawi. Jednocześnie na trzeci plan schodzi życie miłosne Toma, który w pierwszym sezonie miał dwóch chłopaków. Ten wątek odgrywał sporą rolę, należycie wypełniając minuty kolejnych odcinków. Tutaj również skupiono się na jego relacji z Julią i ograniczono życie osobiste do minimum. Postęp jest momentalnie odczuwalny, gdyż Tom i Julia jako para partnerów są przekonujący, możemy z nimi sympatyzować i im kibicować.
[image-browser playlist="594960" suggest=""]
©2013 NBC
W życiu prywatnym Karen również dochodzi do zmiany. Zabieg z porzuceniem jej chłopaka perfekcyjnie wykonany. Zbyt mocne skupienie się na wątkach miłosnych, które prezentowano w sposób nieumiejętny, było wadą pierwszego sezonu. Pojawia się w życiu Karen nowa postać jej współlokatorki. Na razie widzimy ją w zaledwie kilku scenach i trudno powiedzieć cokolwiek o niej więcej niż to, że jest.
Z wiadomych przyczyn konflikt na drodze Karen i Ivy zaostrzył się do granic możliwości. I tutaj również mamy pozytywne zmiany. Ich relacja jest jednolita, stała. Ivy przeżywa sytuację, Karen odgrywa się na dawnej koleżance za zdradę. Nikt tutaj nie zmienia swojego podejścia co 5 minut, co nie raz mogliśmy oglądać w poprzednich odcinkach. Próba pogodzenia dziewczyn również wypada znakomicie - emocje, wiarygodność, wzruszenie.
Sam musical ma problemy przez chłopaka Eileen, którego finansowanie pochodzi z nielegalnych źródeł. Problemy prawne, wstrzymanie prac - świetny zabieg na urozmaicenie fabuły, gdyż dzięki temu oglądamy wszystko z większym zainteresowaniem. Do tego dochodzą problemy Dereka, który zostaje oskarżony o molestowanie seksualne, w tym przez Rebeccę Duvall. Zagmatwanie ich historii jednocześnie rozbudowuje opowieść w sposób niebywale atrakcyjny. Taką wisienką na torcie jest relacja Toma z Derekiem - ich rywalizacja, ciągłe dogryzanie sobie potrafi rozbawić.
[image-browser playlist="594961" suggest=""]
©2013 NBC
Pojawiają się także nowe postacie, które w porównaniu do tych odchodzących sprawiają ogromnie pozytywne wrażenie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Jennifer Hudson, której przepiękny wokal i aktorska charyzma fantastycznie wpasowują się w klimat serialu. Wątek dwóch młodych autorów musicalu jest jednym z przewodnich sezonów - to możemy spokojnie powiedzieć po pierwszych odcinkach. Jest ciekawy i zarazem inny. Prawdopodobnie też będziemy mieć tutaj romans, ale jak na razie w sposób niezwykle subtelny jest on nam tylko sugerowany. Nie ma tutaj natarczywości relacji Dereka z Ivy. Dobrym głosem zaskakuje jeden z chłopaków, co słyszymy w końcowych minutach pierwszego odcinka. Każdy z nowych bohaterów, poza talentem muzycznym, prezentuje nam to "coś", co pasuje do Smash, a czego nie mieli Frank, Swift czy Ellis.
Odczuwalny jest również rozwój pod względem muzycznym. Piosenki brzmią świetnie oraz naładowane są sporą dawką emocji, a przodujące trzy aktorki mają kilka minut na zaimponowanie nadzwyczajnymi umiejętnościami wokalnymi. W tych scenach trudno nie odczuć ciarek przechodzących z emocji po plecach. Dzięki nowemu musicalowi mamy szersze spektrum muzyczne. "Bombshell" to bardziej klasyczna produkcja z piosenkami w starszym stylu. "Hit List" to natomiast coś nowocześniejszego - pokazuje nam bardziej przystępną i łatwiej wpadającą w ucho muzykę. Trochę można podciągnąć to pod radiowe hity, które brzmią rewelacyjnie w wykonaniu aktorów serialu.
[image-browser playlist="594962" suggest=""]
©2013 NBC
Najważniejsze jest to, że każda piosenka ma kluczowe znaczenie fabularne. Każde słowo naładowane jest emocjami śpiewającej osoby. Nawet pijacka fantazja Dereka nabiera tutaj sensu - w odróżnieniu od wymuszonego bollywoodzkiego triku, który widzieliśmy w pierwszym sezonie. Wszystko zazębia się wyśmienicie i sprawia, że nie jest to śpiewanie dla śpiewania, ale część opowiadanej historii sprawiającej oszałamiające wrażenie.
Smash jest obecnie najlepszym serialem muzycznym i szkoda by było, gdyby przez oglądalność się zakończył. Lekka, pozytywna opowieść, trochę utrzymana w stylu musicali ze Złotej Ery Hollywood, gwarantuje dobrą rozrywkę i wiele wrażeń na wysokim poziomie.
Ocena: 9/10