Happy Death Day 2U to przede wszystkim film w pełni świadomy tego, czym jest i jaką prezentuje konwencję. Doskonale widzimy dystans do opowiadanej historii oraz chęć bawienia się konceptem na różne sposoby. Wszystko w jednym celu: by rozśmieszać widzów i dać im pokaźną dawkę rozrywki. To cieszy, bo sequel dzięki temu nie tylko nie jest gorszy od pierwszej części, ale też potrafi nadać mu miejscami troszkę świeżości i zaskoczeń. Po raz kolejny nie ma tutaj jakieś grozy czy horroru godnego slashera. Czasem jest w tym klimat i dobra atmosfera, ale twórcy nie mają na celu straszyć, tak jak nie mieli w pierwszej części. Trudno omówić fundament fabularny drugiej części, ponieważ to właśnie z nim są związane niespodzianki. Przede wszystkim twórcy wyjaśniają, dlaczego w ogóle powstała pętla czasu, stawiając na rozwiązania bardziej naukowe, oscylujące w klimacie science fiction, niż fantasy, jakiego moglibyśmy oczekiwać po różnej maści horrorów. Do tego udaje im się sprawić, że tym razem morderca w masce bobasa tak naprawdę jest drugorzędny. Czarny charakter odgrywa rolę w fabule, jest częścią banalnie prostej zagadki, ale nie ma takiego znaczenia jak w "jedynce". Tym razem całość skupia się na centralnej bohaterce i jej próbach przerwania pętli, która polega na czymś zupełnie innym. Nie mogę odmówić dość szalonych, acz prostych pomysłów na rozwój tej serii, które dostarczają pokaźnej dawki frajdy. Nawet jeśli w tym przypadku do końca to one sensu nie mają. Jessica Rothe tym razem nie jest przestraszoną tzw. final girl, która próbuje rozwikłać zagadkę, kto chce jej śmierci. Jej bohaterka zmieniła się i dojrzała. Tworzy wokół siebie otoczkę pewności siebie i nabytych umiejętności. Staje się osobą, która nie ucieka przed mordercą, gdy nie musi, ale staje z nim do walki. Widać, że mamy do czynienia z silną postacią, której emocje stanowią często o sile opowiadanej historii, ale też częściowo są jej wadą. Twórca wprowadza bowiem pewne emocjonalne rozterki i dylemat Tree, który nie do końca się sprawdza. Chociaż Rothe w tych momentach imponuje wyrazistą emocjonalnością, a muzyka Bear McCreary je wręcz doskonale ilustruje, są one przeciętnym przerywnikiem o wiele lepszego filmu. Sprawiającym, że w paru momentach tempo za bardzo zwalnia i dostajemy coś nie tak atrakcyjnego, jak oczekujemy. Na szczęście kwestia szaleństw w pętli czasu to jazda bez trzymanki ze strony scenarzysty, który jest całkowicie świadomy, jak bardzo z dystansem cała ekipa do tego podchodzi. Dzięki temu mamy wiele zwariowanych scen, które szczerze bawią - czy to interakcje pomiędzy wkurzoną Tree, a innymi bohaterami, czy właśnie często całkowicie przegięte sceny jej śmierci, które w tej konwencji sprawdzają się kapitalnie. W pamięci pozostaje znana z trailera scena wyskoku z samolotu w bikini. To, co ma miejsce chwilę później, potrafi rozbawić i udowodnić, jakie luźne podejście mają twórcy do tworzenia tej rozrywki. Wyjaśnienie pętli czasu jest proste i buduje potencjał na trzecią część, która jest zapowiedziana w scenie po napisach. I chociaż jej komediowy wydźwięk działa wyśmienicie, nie jestem przekonany, czy można z tego konceptu wyciągnąć jeszcze coś wartego seansu. Mimo wszystko pod kątem przyszłości pozostają mieszane odczucia, bo końcowa scena sprawdza się jako zabawna kropka nad i, a nie czuję tutaj dobrej zapowiedzi finału trylogii. Śmierć nadejdzie dziś 2 to lekka, komiczna i przyjemna rozrywka, jaka powinna usatysfakcjonować wielbicieli jedynki. Nigdy nie stanie się klasykiem kina, ale jest przykładem po prostu dobrego sequela, który daje masę szczerej frajdy. Jest metoda w tym niedorzecznym szaleństwie, która sprawdza się i bawi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj