Na początek wiele ostrych słów o wątku Danny'ego i jego rodziny, który jest kompletnie niepotrzebnym, mdłym i banalnym zapychaczem. Oparcie tego wszystkiego na bardzo nieumiejętnie prowadzonej historii obyczajowej to popisowy numer twórców, którzy wciskają nam popłuczyny po telenoweli niskich lotów, by zapełnić czymś odcinek. Tworzenie takich wątków po linii najmniejszego oporu nigdy nie jest czymś dobrym, bo ani nie ma wpływu na rozwój Danno, ani na fabułę serialu, ani nie jest zabawnym motywem rozluźniającym atmosferę. Relacja Danny'ego z matką jest sztuczna, nieprzekonująca, a końcowa scena z kolacją rodziców - ckliwa, banalna i przesłodzona. W tym wszystkim brakowało tylko pojawienia się byłej Danny'ego, która powiedziałaby mu, że go kocha, i mielibyśmy happy end. Ten odcinek też świetnie udowadnia, że Danny jest coraz mniej podobny do samego siebie. W relacji z Steve'em tylko jęczy i marudzi, nie wnosząc niczego do serialu i jedynie zaczynając poważnie działać na nerwy.
Sprawa odcinka nie porywa, ale należycie wypełnia czas. Jest przewidywalna, banalna i momentami absurdalna. Z jednej strony plus za dość ironiczne zakończenie udowadniające nastolatce, że jej misterny plan okazuje się kompletnie niepotrzebnym i nieprzemyślanym ruchem. Z drugiej mamy finał pościgu, który wprawia w konsternację. Dzieciak biegnie z bronią w ręku, ale do nikogo nie mierzy, więc po co policjanci z jakąś wymyślną bezwzględnością grupowo ładują w niego prawie cały magazynek? Najwyraźniej na Hawajach nie słyszeli o tym, że można sprawcę postrzelić (np. w rękę, w której trzyma pistolet) i go obezwładnić.
[video-browser playlist="634130" suggest=""]
Zgodnie z oczekiwaniami momenty z Jerrym to jedyne, które potrafią w tym serialu przekonać. Jego relacja ze Steve'em wzbudza sympatię i potrafi nawet rozbawić. Jerry to postać szalenie potrzebna temu serialowi, bo swoim luzem, specyficznością i poczuciem humoru może wyrwać go z marazmu, w którym się w tym sezonie znajduje. Do tego jego wiedza okazuje się szalenie przydatna, gdy po raz pierwszy od wielu odcinków mamy nawiązania do głównego wątku matki McGarretta.
Hawaii Five-0 było niegdyś serialem, który dostarczał lekkiej i przyjemnej rozrywki oraz zachęcał do śledzenia przygód grupy ciekawych bohaterów. Teraz momentami przypomina cień samego siebie, a wszelkie jego zalety gdzieś zniknęły.