Dragon Teeth to, jak dowiadujemy się z posłowia, powieść odnaleziona przez żonę Michael Crichton parę lat po jego śmierci. Autor i filmowiec, znany przede wszystkim z Jurassic Park, połączył w tym utworze różne swoje fascynacje. Z jednej strony mamy więc dinozaury (w tym przypadku wyłącznie w formie skamienielin), a z drugiej barwny i niebezpieczny Dziki Zachód (wszak Crichton jest twórcą oryginalnego Westworld). Powieść zaczyna się stosunkowo niewinnie. William Johnson, główny bohater, nieco rozkapryszony student z bogatymi rodzicami, zawiera lekkomyślnie zakład, w efekcie którego zmuszony jest dołączyć do wyprawy archeologicznej udającej się na Dziki Zachód w poszukiwaniu kości dinozaurów. Ma pełnić funkcję fotografa, ale szybko okazuje się, że los przypisze mu zupełnie inną rolę. Bohater zostaje wplątany w rywalizację pomiędzy dwoma zwaśnionymi naukowcami… i nie jest to wcale pojedynek na słowa. Wzajemna wrogość bynajmniej nie ogranicza się do akademickich sporów na uniwersyteckich aulach, ale przyjmuje także bardziej bezpośrednie formy – tym bardziej niebezpieczne, że mające miejsce w dziczy, z dala od cywilizacji. Koniec końców William odbywa barwną, ale i niebezpieczną eskapadę przez świat Dzikiego Zachodu. Crichton stara się w powieści zamieścić wszystkie ikoniczne sceny i elementy dla westernów. Są więc bandyci, rewolwerowcy, napady Indian, waśnie w saloonach czy pojedynek na głównej ulicy zapomnianego przez Boga miasteczka. I chociaż główny bohater daleki jest od typowego obrazu awanturnika z Dzikiego Zachodu, to jego perypetie doskonale wpasowują się w klimat, który znamy z westernów.
Źródło: SQN
Autor nie osadza swojej powieści w próżni, ale stara się wprowadzić do powieści zdarzenia, miejsca i postacie, które na mocno wyryły się w historii Dzikiego Zachodu. Już sam rok akcji, czyli 1876, ma znaczenie – to wtedy Siuksowie raz jeszcze postanowili przeciwstawić się białym osadnikom, doszło do bitwy pod Little Bighorn i zgładzenia całego oddziału George’a Custera. Co prawda bohaterowie nie biorą udziału w wielkich wydarzeniach, ale cały czas się o nie ocierają, dotykają ich konsekwencje. Gdy dodamy do tego inne symbole Dzikiego Zachodu, jak choćby miasteczko Deadwood, kolej przez prerię czy choćby Wyatta Earpa, to w duszy każdego fana westernów poruszone zostaną wrażliwe struny. Zresztą nawet dwójka zwaśnionych poszukiwaczy skamielin istniała naprawdę, a ich wzajemna rywalizacja była dobrze znana w środowisku.
Czy odnaleziony po latach rękopis się obecnie broni? Możemy tylko przypuszczać, jak dużo Smocze kły wymagały prac redakcyjnych, ale wynik jest więcej niż satysfakcjonujący. Być może miejscami, szczególnie w końcówce, niektóre sceny potraktowano skrótowo i nie pozwolono w pełni wybrzmieć, ale nie zmienia to faktu, że powieść czyta się świetnie, aż żal ją skończyć. Bardzo dobra pozycja dla fanów Dzikiego Zachodu i powieści przygodowych… a może nawet awanturniczych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj