Smocze kły – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 8 maja 2018Smocze kły ukazują się u nas blisko dziesięć lat po śmierci Michaela Crichtona. Warto było, bo powieść opowiada barwną historię osadzoną na Dzikim Zachodzie.
Smocze kły ukazują się u nas blisko dziesięć lat po śmierci Michaela Crichtona. Warto było, bo powieść opowiada barwną historię osadzoną na Dzikim Zachodzie.
Dragon Teeth to, jak dowiadujemy się z posłowia, powieść odnaleziona przez żonę Michael Crichton parę lat po jego śmierci. Autor i filmowiec, znany przede wszystkim z Jurassic Park, połączył w tym utworze różne swoje fascynacje. Z jednej strony mamy więc dinozaury (w tym przypadku wyłącznie w formie skamienielin), a z drugiej barwny i niebezpieczny Dziki Zachód (wszak Crichton jest twórcą oryginalnego Westworld).
Powieść zaczyna się stosunkowo niewinnie. William Johnson, główny bohater, nieco rozkapryszony student z bogatymi rodzicami, zawiera lekkomyślnie zakład, w efekcie którego zmuszony jest dołączyć do wyprawy archeologicznej udającej się na Dziki Zachód w poszukiwaniu kości dinozaurów. Ma pełnić funkcję fotografa, ale szybko okazuje się, że los przypisze mu zupełnie inną rolę. Bohater zostaje wplątany w rywalizację pomiędzy dwoma zwaśnionymi naukowcami… i nie jest to wcale pojedynek na słowa. Wzajemna wrogość bynajmniej nie ogranicza się do akademickich sporów na uniwersyteckich aulach, ale przyjmuje także bardziej bezpośrednie formy – tym bardziej niebezpieczne, że mające miejsce w dziczy, z dala od cywilizacji. Koniec końców William odbywa barwną, ale i niebezpieczną eskapadę przez świat Dzikiego Zachodu.
Crichton stara się w powieści zamieścić wszystkie ikoniczne sceny i elementy dla westernów. Są więc bandyci, rewolwerowcy, napady Indian, waśnie w saloonach czy pojedynek na głównej ulicy zapomnianego przez Boga miasteczka. I chociaż główny bohater daleki jest od typowego obrazu awanturnika z Dzikiego Zachodu, to jego perypetie doskonale wpasowują się w klimat, który znamy z westernów.
Autor nie osadza swojej powieści w próżni, ale stara się wprowadzić do powieści zdarzenia, miejsca i postacie, które na mocno wyryły się w historii Dzikiego Zachodu. Już sam rok akcji, czyli 1876, ma znaczenie – to wtedy Siuksowie raz jeszcze postanowili przeciwstawić się białym osadnikom, doszło do bitwy pod Little Bighorn i zgładzenia całego oddziału George’a Custera. Co prawda bohaterowie nie biorą udziału w wielkich wydarzeniach, ale cały czas się o nie ocierają, dotykają ich konsekwencje. Gdy dodamy do tego inne symbole Dzikiego Zachodu, jak choćby miasteczko Deadwood, kolej przez prerię czy choćby Wyatta Earpa, to w duszy każdego fana westernów poruszone zostaną wrażliwe struny. Zresztą nawet dwójka zwaśnionych poszukiwaczy skamielin istniała naprawdę, a ich wzajemna rywalizacja była dobrze znana w środowisku.
Czy odnaleziony po latach rękopis się obecnie broni? Możemy tylko przypuszczać, jak dużo Smocze kły wymagały prac redakcyjnych, ale wynik jest więcej niż satysfakcjonujący. Być może miejscami, szczególnie w końcówce, niektóre sceny potraktowano skrótowo i nie pozwolono w pełni wybrzmieć, ale nie zmienia to faktu, że powieść czyta się świetnie, aż żal ją skończyć. Bardzo dobra pozycja dla fanów Dzikiego Zachodu i powieści przygodowych… a może nawet awanturniczych.
Źródło: fot. Rebis
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat