Serial Sposób na morderstwo wkracza w taki etap, że fabuła jest niczym gra w ping ponga. Co odcinek sugeruje się nam innego podejrzanego. Na kogo trafiło w tym tygodniu?
W poprzednim odcinku całą winę za morderstwo Nate’a seniora zrzucono na Emmetta. Była to wielka rewelacja, która miała zwalić z krzeseł. Cóż, to już nieaktualne, a twórcy wykorzystali dokładnie ten sam chwyt i w tym tygodniu. Przez cały odcinek obserwowaliśmy starania, by dowiedzieć się, że dokumenty oskarżające Emmetta nie są zwyczajnie podrobione przez panią gubernator. Razem z bohaterami serialu małymi krokami zdobywaliśmy szczątki informacji, by potwierdzić to, jak nikczemny jest Emmett. I okazuje się, że nie jest, a przynajmniej nie w tym tygodniu. Co więcej, szef Caplan & Gold w dalszym ciągu zdaje się zdobywać sympatię widzów, jak i samej Annalise.
Serial dosłownie bawi się w kotka i myszkę ze swoimi widzami. Z odcinka na odcinek buduje swoją fabułę wokół oskarżenia jednej postaci, by potem się z tego wycofać. I nie jestem do końca przekonana jak długo pozostanie to na tyle interesujące, by serial nie stracił swojej wiarygodności. Jeden obrót o sto osiemdziesiąt stopni jest w porządku. Kolejny, w tak krótkim czasie, już niekoniecznie. Nie ukrywam, fajnie było zobaczyć Annalise wykorzystującą swój urok, by zdobyć więcej informacji od Emmetta. Tym bardziej podobał mi się sposób, w jaki jego postać się broniła i szła w zaparte dowodząc swojej niewinności. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości - sceny z udziałem Annalise i Emmeta były najlepszymi w tym odcinku, odegrane perfekcyjnie przez aktorów. Było soczyście, aż iskrzyło między nimi na ekranie. To, co jednak nie wyszło, to bardzo szybkie przerzucenie odpowiedzialności za morderstwo Nate’a seniora. Za szybko, za mocno, za bardzo abstrakcyjnie. Teraz głównym podejrzanym jest brat Laurel. W tym serialu, podobnie jak w naturze, nic nie ginie. A ponieważ dawno nie było nic większego związanego z rodziną Laurel, widocznie twórcy doszli do wniosku, że równie dobrze można powrócić do tej gałęzi serialu i swobodnie wplątać ją do obecnej fabuły. Póki co, mam bardzo mieszane uczucia. Sprawie nie pomaga fakt, że Laurel dostała pudełko z włosami jej matki. I żeby to było jasne, nie chodzi o odcięte włosy, ale raczej o oskalpowany fragment głowy. Ot taki prezent, w typowo mafijnym wydaniu. Widocznie, twórcy serialu nie lubią zamykać wątków raz na zawsze.
Tym bardziej jest to widoczne, kiedy znów powraca ściana powiązań FBI. A to za sprawą Oliviera i jego laptopa. Swoją drogą wątek w sądzie, w którym Oliver i Connor próbują odzyskać swojego laptopa jest jednym z zabawniejszych momentów odcinka. I mimo, że Oliver jest słabym adwokatem, to jednak jego wystąpienie przed sądem było godne uwagi. To taka namiastka, czym serial kiedyś był. Co więcej, akcja w sądzie była też udanym przerywnikiem od nieustannej walki o “dowody”. W każdym razie to właśnie dzięki osobistym zabezpieczeniom laptopa studenci Annalise dowiadują się, nad czym tak naprawdę pracuje FBI i jak blisko są odgadnięcia wszystkich morderstw. Pozostaje tylko czekać, kto z nich pierwszy się wyłamie i będzie chciał ratować własną skórę.
Odcinek ma kilka, nie tyle może wad, co raczej niewykorzystanych szans. Nie rozumiem, co się dzieje z postacią Michaeli. Staje się nijaka i sprzecznie prowadzona. Wydaje mi się, że twórcy marnują jej potencjał i traktują ją jako postać, którą można dowolnie zmieniać, w zależności, gdzie trzeba ją posłać. Brakuje mi tutaj jednolitości, a intencje Michaeli są dla mnie niejasne. O ile dobrze się ją ogląda w kontaktach z Tegan, to w przypadku Gabriela ta jej postać wydaje się być niedopracowana. Scenariusz wprowadza tutaj jakieś romantyczno-rodzinne gierki, które nie pozwalają zrozumieć Michaeli, a tym bardziej jej kibicować. Podobnie zresztą jak postać Franka. Niby on jest w tym serialu, niby coś tam robi, tworzy się wokół jego postaci aurę grozy i zdecydowania, a tak naprawdę bardzo często zapominam, że Frank w ogóle w tym serialu jest. Jego rola jest marginalna, pełna monotematycznych scen. Czasem wydaje mi się, że jest on trzymany w serialu dla ładnej buzi, a nie z faktycznej potrzeby fabuły.
Na koniec, warto wspomnieć, że Bonnie wraca! Jej postać końcu zaprezentowała coś więcej niż tylko zapłakaną twarz. Dobrze było zobaczyć ją w akcji, nawet jeśli trwało to krótko. Przynajmniej od razu widać, że chociaż ta postać zmierza w konkretnym kierunku i mimo fabularnych meandrów, w dalszym ciągu zachowuje swój charakter. Czy można oczekiwać czegoś więcej?
Widać, że
How to Get Away with Murder chce trzymać w napięciu i szokować widza. Chce mu dostarczyć zagmatwanej fabuły, której nie jest w stanie rozszyfrować samodzielnie. Obawiam się jednak, że twórcy za bardzo skomplikowali serial, a przez to rozmieniają się na drobne. Oczywiście na koniec będzie to miało ręce i nogi, ale ile razy przy tym cały serial zmieni swój kierunek? Ciężko zgadnąć. Wiem tylko, że taki fabularny ping pong potrafi odebrać sporo zainteresowania. W końcu, ile razy można dać się oszukać? Do finału zostało jeszcze trochę, więc zapewne szybko się przekonamy, gdzie są limity.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h