Odcinek serialu How to Get Away with Murder rozpoczyna się od ogromnego rozczarowania w sali wykładowej. Wszystko wskazuje na to, że sprawa, nad którą pracowała cała załoga Annalise, jest stracona, a ojciec Nate’a przegrał z kretesem. Studenci muszą dokonać analizy tego, co poszło źle i jak można to zmienić na przyszłość. W tych scenach doskonale odnajduje się Connor i Gabriel, którzy niczym dwa koguty, walczą ze sobą o swoje własne racje i pozycję w grupie. Gabriel bardzo miesza w tym serialu, podważając nie tylko kompetencje swoich współpracowników, ale zyskując też sympatię Annalise. Jak zwykle cofamy się też w czasie, by zobaczyć wydarzenia prowadzące do klęski na sali sądowej. Sęk w tym, że nie ma mowy o przegranej, a Annalise dokłada wszystkich starań by zwyciężyć, ucząc przy tym swoich studentów jak osiągać to, czego się bardzo pragnie. Dla niej, te wszystkie sprawy sądowe więźniów dotyczą nie tylko jej prestiżu zawodowego, ale posiadają osobisty wymiar. Dlatego też wydarzenia na sali sądowej wydają się o wiele bardziej emocjonalne niż dotychczas. Obserwujemy zeznania świadków i walkę Annalise o to, by były one na korzyść oskarżonego. Pod tym względem serial stoi na wysokim poziomie i oferuje wszystko to, czego powinniśmy oczekiwać na tym etapie. Pojawiają się znane schematy, jak kontrolowanie zniszczeń przez Annalise czy wyłudzanie podstępem informacji przez Michaelę. Tutaj wszystko gra i ogląda się to po prostu dobrze. Najciekawszy moment odcinka następuje podczas momentu kulminacyjnego sprawy. Otóż serial ogrywa swoich widzów i rozczarowanie w uczelnianych murach nie jest ostatecznym werdyktem. Zostaje ostatni dzień sprawy sądowej i to on zadecyduje o wyniku. Annalise stawia wszystko na jedną kartę i pozwala Nate’owi seniorowi złożyć własne zeznanie. Kluczem do sukcesu było odtworzenie wielkości izolatki, w której został zamknięty więzień. Przebywania sam na sam ze sobą, w ciszy i własnymi myślami było odpowiedzialne za późniejsze przestępstwo więźnia. I tutaj serial zyskuje całą moją sympatię, bo po prostu dałam się zaskoczyć i w końcu zaczęło mi zależeć na sprawie. Poczułam się jako członek ławy przysięgłych i razem z nimi dałam się przekonać ciszy, jaka zaległa podczas inscenizacji. Śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych momentów w całym serialu. Drugim, bardzo ważnym wątkiem tego odcinka, jest Bonnie i jej zaginione dziecko. W przerwach pomiędzy wydarzeniami na sali sądowej, obserwujemy Bonnie, która zmaga się ze swoją przeszłością i decyzją, którą musi podjąć. Fani jej postaci z pewnością odetchnęli z ulgą, widząc wsparcie ze strony prokuratora Millera. Jest to zdecydowanie miła odmiana po tych wszystkich kłodach, które serial do tej pory podrzucał Bonnie pod nogi. Piątka Keating radzi sobie w tym odcinku zasadniczo dobrze, choć bez większych rewelacji. Tym razem dostaliśmy trochę więcej Ashera, co zazwyczaj wybrzmiewa humorystycznie. Z drugiej strony to właśnie on jest w stanie zrozumieć co się dzieje z Bonnie, co daje ciekawy kontrast dla reszty bohaterów. Connor, jak zwykle potrzebuje powodu by być nieszczęśliwy i marudny, więc tym razem na siłę szuka problemów z Annalise. W między czasie on i Oliver szykują wesele, co również stanowi raczej element rozładowujący atmosferę niż niezbędną część fabuły. Najmniej w tym odcinku było Franka, choć należy się spodziewać jakiegoś przełomu w jego sprawie, skoro Laurel odkryła jego podchody. Jeśli idzie o nadchodzące w finale morderstwo, to nie dostaliśmy żadnej przydatnej informacji. Zresztą, z łatwością można o tej sprawie zapomnieć, tym bardziej że ledwo widać jakiekolwiek połączenie pomiędzy tym, co dzieje się teraz, a wydarzeniami na weselu. W dalszym ciągu jest o wiele więcej niewiadomych niż potwierdzonych faktów. Dlatego zainteresowanie tym morderstwem jest póki co umiarkowane, choć w dalszym ciągu można spodziewać się zaskakujących wydarzeń. Odcinek jako całość jest bardzo dobry. Pod względem fabuły i realizacji nie ma się do niczego przyczepiać. Na sam koniec, twórcy w końcu dali twarz pani gubernator, z którą do tej pory walczyła Annalise, głównie w swoich wystąpieniach przed kamerą. Jest nią Lynne Birkhead (Laura Innes). W końcu ich konflikt zaczyna nabierać realnych kształtów i osobiście czuje się zaintrygowana tym wątkiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj