Żyjemy w czasach wszechobecnych obrazów, migoczących z prędkością strzałów wydobywających się z karabinu. Dziś w kręgach często reprezentowanych przez młodych ludzi, brak obecności w Internecie może być równoznaczny z brakiem istnienia. W filmie Influencer (Spree) w reżyserii Eugene Kotlyarenko pada nawet ciekawe pytanie, czy jeśli drzewo spadło, ale nie było przy tym świadków, to czy przewróciło się naprawdę? Satyra na temat obecnych influencerów przekraczających kolejne granice w mediach społecznościowych jest bardzo wdzięcznym tematem i właściwie sami internetowi twórcy każdego dnia dostarczają amunicji, żeby pewne zachowania wskazywać palcem i je piętnować. Warto oczywiście pobudzać do refleksji i zwracać uwagę na prawdziwy świat, a nie tylko ten wirtualny. Spree jest filmem o mocnym socjologicznym zacięciu i został kapitalnie zrealizowany od strony formalnej, zapraszając widza do świata social mediów. Bohaterem jest Kurt (fenomenalny w tej roli Joe Keery znany ze Stranger Things), który od lat bez sukcesów prowadzi internetową działalność. Chciałby mieć mnóstwo followersów, ale niestety jego content nie przyciąga. Postanawia więc wozić ludzi przez aplikację Spree i... mordować ich. Z początku nawet to nie przyciąga publiki, ale Kurt się nie poddaje i konsekwentnie realizuje swoje marzenia.
materiały prasowe
Nikt nie udaje, że Spree jest przejaskrawioną wersją wydarzeń, w których bardzo trudno jest obecnym konsumentom tej wizualnej kultury rozpoznać, co jest naprawdę, a co jest fejkiem. Mordowanie na wizji, czynienie przemocy i zwiększająca się ilość wylanej krwi stają się w wyobraźni wielu tylko wyreżyserowanym spektaklem, ale Kurt w pogoni za subami robi to wszystko naprawdę. Momentami można mieć wrażenie, że reżyser odchodzi od swojej misji i - kapitalnie czując konwencję live'ów, pranków i wielu innych treści produkowanych przez nastolatków - tworzy show łechtające zdystansowaną od tej papki widownię. Ostatecznie jednak Spree jest naprawdę dobrą analizą internetowych wybryków, która może mieć potencjał na wywołanie konsternacji u samych twórców pokazujących swoją codzienność na Instagramie. Nie ma tutaj dziaderstwa, reżyser kapitalnie czuje się w młodzieżowych klimatach i nawet jeśli ociera się o prostotę w przekazie, to prezentuje wydestylowaną z normalności diagnozę obecnego stanu rzeczy. A przecież faktem jest, że przekraczanie nieprzekraczalnego w sieci ma miejsce każdego dnia. Spree jest przy tym momentami zabawną i ostrą przejażdżką, która ostatecznie działa znakomicie, ale wymaga wielkiej uwagi. Ze względu na ryzykowną stronę formalną pokazującą obrazy wyłącznie nagrywane z kamer telefonów lub monitoringu miejskiego, można się w tym świecie pogubić. Na koniec brakuje też fabularnych zaskoczeń i doskonale wiemy, do jakiego momentu to wszystko zmierza. To jednak nie umniejsza wielowymiarowości tego filmu i zdecydowanie warto zmierzyć się z nim niezależnie od wieku. To przestroga zaprezentowana w zabawny sposób. I chociaż Spree nie doskakuje ostatecznie do wysoko postawionej przez siebie poprzeczki, reżyser w świeży sposób rozprawia się ze współczesną kulturą mediów społecznościowych, skąpaną w sztuczności, z osobami dążącymi do przepychu i wątpliwej jakości blichtru.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj