Polska premiera książki Stan Lee: The Man behind Marvel zbiegła się w czasie ze smutną wieścią o śmieci giganta popkultury. Stan Lee odcisnął niebagatelne piętno na kulturze popularnej i ukierunkował świat komiksu (a pośrednio, również filmu) na zupełnie nowe tory. Nie dziwne, że zasłużył na biografię, która poniekąd stawia mu pomnik. Nie ma chyba drugiej osoby, która odcisnęłaby aż takie piętno na rynku komiksowym (a fabułach superbohaterskich w szczególności), a pośrednio, dzięki nim także na popkulturze. Proces ten, podobnie jak kariera Stana Lee, trwał dziesiątki lat. Bob Batchelor postanowił zaprezentować czytelnikom tę wyjątkową postać, śledząc jego losy od dzieciństwa i pierwszych kroków w wydawnictwie, aż do  ekranizacji komiksów Marvela w Hollywood. W porównaniu do innych pozycji traktujących o amerykańskim rynku komiksowym (Marvel Comics: The Untold Story, Slugfest: Inside the Epic, 50-year Battle between Marvel and DC) omawiana książka ma inną perspektywę, koncentrując się przede wszystkim na samym Lee i kolejnych stopniach w jego drodze na szczyt. Wyłania się z tego obraz niezwykłego pracusia, osoby ambitnej i pomysłowej, z jednej strony dopasowującej się do koniunktury, a z drugiej potrafiącej kreować nowe trendy. Pojawiały się u niego momenty zwątpienia, niepowodzenia czy potknięcia, ale dla twórcy Spider-Mana to tylko drobnostki, niewielkie przeszkody, które tylko mobilizują do dalszych działań. Przede wszystkim fascynuje niespożyta energia, która napędzała Stana Lee przez dziesiątki lat pracy. Kiedy inni myśleliby o emeryturze, on wdrażał kolejne projekty, tryskał pomysłami i pracował po kilkanaście godzin dziennie.
Źródło: SQN
Czy książka ma jakieś wady? Owszem. Najpoważniejsza wynika z samego podejścia autora, który nie zawsze potrafi być obiektywny – przynajmniej ma tendencję do przemilczania (lub omawiania po łebkach) wydarzeń i faktów, które mogą pokazać Stana Lee w niekorzystnym świetle. Stąd niewiele się dowiemy chociażby o kulisach konfliktów z dawnymi współpracownikami (Steve Ditko czy Jack Kirby), krótkim romansie z DC Comics czy o Stanie Lee innym niż postać, na którą sam się kreuje. Więcej można wywnioskować nie z tego, co zostało napisane, a czego zabrakło – chociaż więc wyłania się obraz błyszczącej gwiazdy popkultury, to jednak gdzieś w tle zalegają cienie.
Stan Lee. Człowiek-Marvel to interesująca lektura, która stanowi dobre uzupełnienie innych okołokomiksowych opracowań dostępnych na rynku. Jeśli ktoś nie zna meandrów narodzin komiksów superbohaterkich albo nie zdaje sobie sprawy, jak wielką rolę w rozwoju tego medium odegrał Stan Lee, powinien sięgnąć po tę książkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj