Star Trek: Discovery rozwija się stopniowo, szukając równowagi pomiędzy nauką, a wojną. A dzięki temu nadal jest to rozrywka ciekawa i świeża.
Czwarty odcinek
Star Trek: Discovery wprowadza trochę świeżości do tego serialu i uniwersum Star Treka. Najwyraźniej historia od teraz będzie opowiadana z dwóch perspektyw. Nie tylko ze strony Federacji, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i tego oczekujemy, ale też ze strony Klingonów. To stanowi punkt wyjścia do urozmaicenia fabuły, która zaczyna zrywać ze schematem. Klingoni to tylko papierowe zło wcielone, sugerowane na początku serialu. Przedstawienie postaci Voqa i L'Rell odbywa się dość umiejętnie i klarownie. Możemy dokładnie wysnuć wnioski, kim oni są, jacy są i czy są to postaci ciekawe. Kobieta jest tutaj bardziej wyrazista, niejednoznaczna i bystrzejsza (jak sam Voq o tym wspomina), a to zawsze jest potencjał na stworzenie kogoś, kto jest nieprzewidywalny. Jej końcowe wyjawienie, że wie, jak wygrać wojnę jest intrygujące, bo trudno cokolwiek tutaj przewidzieć. Natomiast Voq to póki co zwykły fanatyk religijny, który zostaje zdradzony przez braci. Bohater jakich wiele w popkulturze, ale tutaj właśnie te końcowe sceny sugerują, że może rozwinąć się w ciekawą stronę. Może to wspomniane poświęcenie wszystkiego zmieni dziwnie wyglądających Klingonów w tych, których znamy? Plus za to, że cały wątek jest opowiadany w języku klingońskim, a estetyka ich statku kompletnie różni się od Federacji. To buduje świetny klimat, który może zaprocentować.
Dobrze, że twórcy postanowili już teraz przedstawić widzom tę tajemniczą technologię transportu. Wygląda to przekonująco, efekciarsko i wiarygodnie. Niby sama kwestia oparcia technologii na kosmicznych grzybkach brzmi trochę kuriozalnie, ale to science fiction. Wygląda to dobrze, więc czemu miałbym krytykować przez to cały wątek? W tym pokazie mam problem ze starciem z Klingonami nad górniczą placówką. Z jednej strony efektownie, emocjonująco, a z drugiej "genialny" zabieg strategiczny Lorki jest bezsensowny. Wykorzystanie tej technologii w tej bitwie jest co najmniej dziwaczne i przekombinowane. Nie widzę sensu w zagraniu z bombami wobec Klingonów. Niby wchodząc z zaskoczenia pokonali bez problemu dwa drapieżniki, ale wszystko wskazywało na to, że Discovery mogłoby stanąć do równej walki z trzema na raz. Nie przekonuje mnie to rozwiązanie.
Serial wchodzi mocniej na rejony dysonansu w załodze Discovery, który jest sercem nowego Star Treka. Starcie nauki z wojskowością jest podkreślane kilkakrotnie w tym odcinku. Czy to w słowach Stametsa, który uznał, że nie pisał się na służbę na statku wojennym, czy w działaniach Michael, która bardziej opiera się na nauce pomimo jasnych militarnych wytycznych. To właśnie wątek Burnham jest najciekawszy, bo rzeczowo i czytelnie powraca do korzeni Star Treka. Mamy jej ciekawość, empatię i naukowe badanie zwierzęcia. Niepotrzebny jest technobełkot poprzedników, by tę część uniwersum przedstawić interesująco i wiarygodnie. Zaś sam fakt, że zastosowanie zwierzaka jest zupełnie inne, niż moglibyśmy przypuszczać jest pozytywnym zaskoczeniem. Zresztą sam Rozpruwacz ma plusa za rozszarpanie mdłej postaci szefa ochrony, aczkolwiek samo zachowanie kobiety jest po prostu głupie.
Chyba takim najbardziej "startrekowym" momentem jest końcówka z monologiem kapitan Georgiu. Nagranie nieżyjącej kobiety wpisane jest w to, czym jest to uniwersum. Podkreślenie ciekawości, odkrywania tajemnic i nauki jest ważne dla całego serialu oraz głównej bohaterki. To przypomnienie powinno jednoznacznie ustawić Burnham po drugiej stronie barykady od Lorki. A to powinno zaowocować rozwinięcie potencjalnego konfliktu nauki z wojskowością. Coś, co samo w sobie wydaje się szalenie obiecujące i intrygujące, a w kontekście tego uniwersum jest ważne i świeże.
Star Trek: Discovery udowadnia mi, że jest znakomitą mieszanką starego z nowym. Na razie każdy element układanki jest na swoim miejscu. Część przypomina nam o korzeniach, klimacie, część pokazuje świeżość i nowe rozwiązania. A to działa, ciekawi, intryguje i buduje duże emocje. Zwłaszcza, że czwarty odcinek po raz kolejny pokazuje dobre dopracowanie efektów specjalnych, co jedynie potęguje iluzję przenoszenia się do tego świata podczas oglądania. Nie jest doskonale, ale na razie utrzymany jest dobry poziom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h