Saru potrzebuje nowego pierwszego oficera po tym, jak Burnham została zdegradowana. Star Trek: Discovery nieszczególnie krył się w ostatnich odcinkach, kim ta osoba może być, bo przecież było widać, jak Saru mógł polegać na Tilly i jak bardzo stała się ona pomocna w jego działaniach. Dlatego też koniec końców przewidywalność tego wątku staje się jego siłą, bo nareszcie jest jakiś pomysł na postać, która przez jakiś czas wydawała się błądzić po omacku. Tak jak na początku serialu Tilly była trochę zwariowana, sympatyczna, tak potem twórcy motali się w różnych kierunkach, że postać zaczęła bardzo irytować. 3. sezon jest powrotem do jakiegoś planu na Tilly, który może się podobać, bo podkreśla jej pozytywne cechy, nie popadając w ckliwość. Choć ta scena, w której wszyscy motywują ją do przyjęcia oferty jest przesadnie górnolotna, to tym razem w tej danej sytuacji pasuje i się sprawdza. Twórcy tego serialu lubią udawać, że bohaterem jest załoga, ale nie oszukujmy się - to jest serial o Michael Burnham. To ona jest w centrum i to ona stanowi najpoważniejszy problem tego, jak odbierać Star Trek: Discovery. 3. sezon stara się bardzo to zmieniać, wprowadzając konsekwencje jej działań i pokazując ją z innej perspektywy. Nowy odcinek wydaje się wpisywać w tę drogę, bo powiązanie wątku z Ni'Var, czyli dawnym Wolkanem, jest racjonalnym usprawiedliwieniem jej ważnej roli. Zwłaszcza że w tym przypadku to nie ona jest inicjatorką wysłania siebie na tę misję i z uwagi na fabularne okoliczności ma to wszystko sens. Problem polega na tym, że poznajemy jej adwokatkę w trakcie sporu z Ni'Var. Nagłe ni stąd ni zowąd wyjęcie z rękawa matki Michael, która jednak jakimś cudem przeżyła, wydaje się nieporozumieniem i przesadą. Nie wydaje się to ani fabularnie przygotowane, ani sensowne, ani wręcz pomysłowe, bo użycie wątku matki w kluczowym momencie rozwoju Michael to zabieg prosty i banalny. Wręcz rozczarowujący.
fot. materiały prasowe
Sam proces mający na celu przekonać radę Ni'Var do podzielenia się danymi nie jest istotny z perspektywy samych danych. To tylko cel fabularny, który szybko się okazuje dość prosty po sugestywnych słowach matki o tym, że więcej będzie widzów tego spektaklu. To ma znaczenie i sens dla samej Michael i dalszego rozwoju tej bohaterki, która musi stawić czoło prawdom o samej sobie i swojej roli w tej przyszłości. Widzimy przecież, że nie jest z nimi szczera i dopiero działania matki i zarazem adwokatki pozwoliły jej otworzyć się, zmienić i podjąć dobrą decyzję. To w kontekście dalszej ewolucji Burnham może mieć ciekawe znaczenie, bo jej zagubienie może w końcu skierować tę postać na bardziej interesujące tory. Dzięki temu ten wątek jest udany, bo ma większą rolę do spełnienia, niż na pierwszy rzut oka widać. Star Trek: Discovery daje solidny odcinek, w którym nie dzieje się zbyt wiele, ale poprawne prowadzenie historii oraz wątki mające znaczenie na przyszłość pozwoliły stworzyć niezłą rozrywką. Plus za wykorzystanie ujęć ze starym Spockiem, a minus za to, jak temu serialowi nadal brakuje pazura i emocji. W porównaniu do pierwszego sezonu to nadal jest bardzo odczuwalna różnica.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj