To, co rzuca mi się w oczy po obejrzeniu trzech odcinków American Horror Story: Coven, to nieco inna konstrukcja całego sezonu w porównaniu do dwóch poprzednich. Rozwój poszczególnych wątków jest nieco spokojniejszy i mniej chaotyczny. Widownia, która wcale nie musi znać historii z wcześniejszych serii powinna odebrać "Coven" jako produkcję znacznie przystępniejszą i stworzoną dla szerszej grupy odbiorców. Oczywiście nie brakuje pokręconych bohaterów i patologicznych, budzących niesmak motywów, ale mam wrażenie, że całość podawana jest w znacznie bardziej strawnej formie, co nie znaczy, że gorszej od tej w poprzednich dwóch latach.
Motywem przewodnim trzeciego odcinka jest odkrycie kilku nowych tajemnic związanych z życiem Fiony Goode, w którą wciela się jak zwykle znakomita Jessica Lange. Widzowie mają okazję zobaczyć, w jaki sposób stawała się najznakomitszą czarownicą, poprzez retrospekcje rozpoczynające odcinek, umiejscowione w latach 70. Już w poprzednich epizodach mieliśmy okazję zauważyć, że Fiona ma obsesję na punkcie swojej urody. W desperacki sposób pragnie oszukać czas, ale nawet jej potężne moce czarownicy nie są w stanie sprawić, że odmłodnieje. Spoglądając na nastoletnią i seksowną Madison (Emma Roberts i jej niebieska sukienka może przewrócić w głowie każdemu facetowi), widzi w niej siebie sprzed 30-40 lat, ale zamiast podziwiać i szanować piękno swojej uczennicy, ogarnia ją niepohamowana zazdrość, co niestety kończy się tragicznie.
[video-browser playlist="634336" suggest=""]
Poza przerażającymi i ciężkimi klimatami, w American Horror Story: Coven obecne są też momenty humorystyczne, a jedną z takich perełek jest zachowanie Madame Delphine LaLaurie. Powracająca do normalnego życia kobieta nie jest w stanie zrozumieć, że Ameryką przewodzi czarnoskóry prezydent. Wątek bohaterki granej przez Kathy Bates jest zdrowo pokręcony, szczególnie gdy dodamy do tego niewyjaśniony powrót człowieka z głową byka, wyjątkowo skupiającego swoją uwagę na Queenie.
Wspominając wcześniej o stopniowo wprowadzanych świeżych wątkach, miałem na myśli choćby nowych sąsiadów, jakże różniących się od rezydentek szkoły dla szczególnie uzdolnionych młodych kobiet. Mocno uduchowiona rodzinka może niebawem napsuć sporo krwi Fionie i jej podopiecznym. Zainteresować może też wątek bezpłodnej Cordelii, która wiele ryzykuje szukając pomocy tam, gdzie nie powinna. Czyżby scenarzyści szykowali w dalszej części sezonu wielki pojedynek dwóch najstarszych i najpotężniejszych czarownic? Przy tak dużej ilości wątków łatwo o pomyłkę i krok w nieodpowiednią stronę. Za taki wypada uznać kazirodztwo i patologiczną sytuację w rodzinie przywróconego do żywych Kyle’a. Pomysł, jak to bywa w American Horror Story był odważny, ale z perspektywy całej fabuły zupełnie niepotrzebny. Podobnie jak cały wątek przypominający współczesną historię Frankensteina, który zupełnie odciągnął Zoe od wydarzeń w szkole dla czarownic.
American Horror Story to serial mocno wyróżniający się na tle innych produkcji, które możemy oglądać w amerykańskiej telewizji. Z początku nie potrafiłem na nowo przyzwyczaić się do nietypowej pracy kamery. Ujęcia, montaż, reżyseria jest w "AHS" bardzo oryginalna, ale do tematyki serialu i mrocznego klimatu pasuje idealnie. W żadnym jednak wypadku nie jest to przerażający horror, a kolejne odcinki ogląda się z umiarkowanym, aczkolwiek nieparaliżującym napięciem. Jeśli coś w "Coven" może przerazić to czołówka, która za każdym razem podnosi tętno (szczególnie wieczorem, przy zgaszonym świetle). Trzeci odcinek utrzymuje poziom dwóch poprzednich i udowadnia, że Ryan Murphy wraz z resztą ekipy kolejny raz odwalili kawał dobrej roboty. Historia czarownic wciąga, intryguje i po każdym epizodzie chce się obejrzeć kolejny. Oby tak dalej!