Strażacy” w reżyserii Macieja Dejczera wnoszą do polskiej telewizji coś nowego. Trudno temu zaprzeczyć. Nie kojarzę żadnego serialu z ostatnich kilkunastu lat, który skupiałby się na zawodzie strażaka. Za Oceanem nie jest to nic nowego. Wystarczy przypomnieć sobie choćby takie produkcje jak "Brygada ratunkowa", "Wołanie o pomoc" czy też najnowszy hit Dicka Wolfa – "Chicago Fire" (emitowany również na TVP 1). Telewizja Polska postanowiła wypełnić tę lukę, wyraźnie szukając inspiracji w wyżej wymienionych produkcjach. Pilotowy odcinek wypada niestety dość przeciętnie i niewiele wskazuje na to, by kolejne odcinki zwiastowały zwyżkę formy. Nowy serial TVP opowiada o tytułowych strażakach pracujących w Straży Pożarnej w samym centrum Warszawy. Głównym bohaterem jest aspirant Adam Wojnar, w którego wciela się Maciej Zakościelny. Przeciwwagą dla dobrego protagonisty musi być ten zły, w którego wciela się – uwaga – Jakub Wesołowski. Gra on kapitana Rafała Boryckiego, dowódcę zmiany. Tak naprawdę jest zwykłym gburem, który lubi rządzić, wywyższać się i trzymać dyscyplinę. Szybko okazuje się, że nie jest lubiany przez swoich podwładnych (i trudno się temu dziwić). Poznając dwóch głównych bohaterów, szybko można zaobserwować duży błąd, jaki popełnili dyrektorzy castingowi przy obsadzaniu bohaterów. Zaledwie 29-letni Wesołowski ma grać twardego, bezkompromisowego dowódcę, który z łatwością wydaje rozkazy – tylko z pozoru – młodszym od siebie (Zakościelny jest 6 lat starszy). Wesołowski być może nadawał się do grania Igora Nowaka w „Na Wspólnej”, ale w „Strażakach” jego rola wzbudza uśmiech politowania i zniesmaczenie. Telewizja Polska za sprawą znanej twarzy (Wesołowski jest świetnie znany widzom TVP z roli Marka Bromskiego w „Komisarzu Alexie”) prawdopodobnie chciała przyciągnąć przed telewizory więcej widzów. Niestety, był to kompletnie nietrafiony wybór, bo aktor ten (nawet jeśli zaczesze włosy do tyłu) do swojej roli kompletnie nie pasuje.

[video-browser playlist="668004" suggest=""]

Nie ukrywam, że jestem fanem "Chicago Fire", dlatego z dużą łatwością jest mi porównywać oba seriale. Liczyłem na to, że w „Strażakach” reżyserowi uda się uchwycić sens i istotę pracy w tej służbie (lub zawodzie, jak twierdzi Borycki), w której liczy się szybkość decyzji i błyskawiczna reakcja. Nic bardziej mylnego. W dłużącej się scenie ratowania kobiety z rozbitego samochodu całość przypominała momentami slow motion znane z „Matrixa”. Tutaj powinno oberwać się nie tylko scenarzystom, ale też reżyserowi, który nie zdecydował się na szybkość i dynamikę. Nie pomogły w tym nawet ujęcia z helikoptera zawieszonego nad miejscem wypadku. „Strażacy” po macoszemu traktują też wątki osobiste głównych bohaterów. W całości skupiają je wyłącznie na postaci Wojnara i jego narzeczonej, w którą wciela się Weronika Rosati. Niestety wygląda na to, że twórcom brakło kreatywności, skoro już w pilotowym odcinku stawiają na oświadczyny (tuż przed wyjazdem na staż do Nowego Jorku). Z pozostałej obsady przyzwoicie wypada Jacek Lenartowicz – dowódca, do którego z zasady każdy powinien czuć respekt (dlaczego to on nie gra Boryckiego?), a także Olaf Lubaszenko, którego miło ponownie zobaczyć w telewizji. Czytaj również: „Sposób na morderstwo” – twórca serialu opowiada o 1. sezonie i planach kontynuacjiStrażacy” to produkcja mocno niedopracowana, która przeciętnemu polskiemu widzowi być może się spodoba. Nie warto jednak oczekiwać od niej czegoś więcej niż prostej i łatwej w odbiorze historii, która pokazuje pracę dzielnych strażaków na ulicach Warszawy. W moim odczuciu jednak można było to zrobić znacznie lepiej (i pominąć w obsadzie Wesołowskiego lub po prostu dać mu rolę, którą dostał Zakościelny).
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj