Na niecałe dwa miesiące przed premierą filmu Legion samobójców do Polski zawitał komiks z tytułowym Suicide Squad w rolach głównych. Jeżeli ktoś szuka wprowadzenia do tej historii i chciałby lepiej poznać Deadshota oraz Harley Quinn – ta pozycja jest dla niego.
Legion samobójców różni się od Oddziału Samobójców – mimo iż obie grupy w oryginale nazywają się Suicide Squad, ta pierwsza wersja to tłumaczenie dystrybutora filmu, ta druga zaś wydawcy komiksu. Może zresztą dobrze, że mamy takie rozróżnienie, bo i personalnie obie grupy nie do końca się pokrywają.
W obu mamy Harley Quinn, czyli bzikniętą psychoanalityczkę zakochaną w Jokerze, a także Deadshota, który – jak sugeruje jego ksywka – nigdy nie pudłuje. W obu wersjach też oddziałem dowodzi Amanda Waller. W komiksie jednak za głównego mięśniaka robi King Shark, płeć piękną reprezentuje jeszcze Cheetah, a prawą ręką Waller jest Nieznany Żołnierz. W roli doradcy występuje ktoś jeszcze, syn bardzo znaczącej postaci z uniwersum DC Comics, tej tajemnicy jednak nie ma co zdradzać.
No url
Suicide Squad. Discipline & Punish fabularnie ma nas do opowieści o Oddziale ledwie wprowadzić. Jesteśmy świadkami dwóch wielkich akcji, przypatrujemy się drużynie między nimi, obserwujemy dynamikę relacji w grupie, a na koniec otrzymujemy zbliżenie na Harley i Deadshota w historiach o genezach tych postaci; wcześniej zresztą mamy też kilka scen, które udanie przedstawiają nam i innych członków oddziału, zwłaszcza King Sharka. Nie ma co więc liczyć na rozbudowaną opowieść, bo dostajemy raczej migawki z różnych sytuacji, które mają wspólnie zbudować nam obraz Oddziału, w kontekście historii dostajemy jednak mało. Jest to zrozumiałe w przypadku pierwszego tomu, niemniej można na to narzekać, bo album kończy się w momencie, gdy czytelnik zaczyna angażować się w tę historię.
Ogólne wrażenie po lekturze Suicide Squad. Discipline & Punish jest jednak jak najbardziej pozytywne. Harley to świetna postać i dobrze, że ona odgrywa tu pierwsze skrzypce. Zresztą jej dziwne poczucie humoru nieco przenika także do narracji – nie jest tego wiele, bo komiks jest raczej brutalny i oparty na akcji, niż napchany żartami, niemniej widać luz w podejściu do tych bohaterów i takie niewymuszone elementy humorystyczne sprawdzają się naprawdę dobrze.
O tym zaś, że ostatecznie nie ma co liczyć na komedyjkę w stylu Deadpoola, doskonale przypominają nam zwłaszcza historie z genezą Harley i Deadshota – brutalne, momentami makabryczne, zwłaszcza w przypadku Quinn uświadamiające nam, że może i jest ona zabawna oraz sympatyczna, ale koniec końców wciąż pozostaje groźną i działającą bez skrupułów psychopatką.
Oddział Samobójców powinien więc trafić do miłośników komiksów superbohaterskich, którzy znajdą tu nieco inne niż u Supermana czy w Marvelu podejście do historii – tak samo efekciarskie, to z pewnością, ale jednocześnie nieco mroczniejsze, bardziej skupione na popapranych bohaterach niż starciach z kolejnymi zamaskowanymi złoczyńcami. Szkoda tylko, że ten tom to ledwie wstęp.