Suncoast to nazwa ośrodka hospicyjnego, do którego trafia Max – nastoletni chłopak z nieuleczalnym guzem mózgu. Maxem opiekują się jego zdesperowana i nadopiekuńcza matka Kristine oraz młodsza siostra Doris, która w świetle choroby chłopaka staje się zupełnie niewidzialna. To właśnie Doris staje się główną bohaterką opowieści i to jej perspektywa będzie tutaj kluczowa. Co ciekawe, reżyserka i scenarzystka produkcji, Laura Chinn, umieściła w jej osobie swoje własne doświadczenia z przeszłości. Film jest zatem częściowo inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, jakie miały miejsce we wczesnych latach 2000 i – według zarysu fabularnego – stara się odpowiedzieć na trudne pytania związane z cienką granicą pomiędzy życiem a śmiercią. Produkcja debiutowała na tegorocznym styczniowym Sundance Festival, a teraz jest już dostępna na Disney+. Poza tym, że nowa produkcja jest opowieścią o stawieniu czoła nieuchronnej śmierci Maxa, jest też (a raczej przede wszystkim) historią samej Doris, która wkracza w wiek dojrzewania. Dziewczyna staje przed kolejnymi dylematami życiowymi i zupełnie nie ma wsparcia, ponieważ jej matka całą uwagę poświęca jej umierającemu bratu. Wątek Doris jest bardzo trudny i twórcom udało się to przedstawić w naprawdę fajny sposób – rozterki dziewczyny i kolejne decyzje, jakie podejmuje, angażują i wywołują emocje. Bardzo łatwo poczuć wobec niej sympatię; wszystkie jej działania są w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Wcielająca się w główną rolę Nico Parker radzi sobie bardzo dobrze, a gdy współdzieli sceny z Laurą Linney, odgrywającą rolę jej matki, na ekranie autentycznie pojawiają się iskry – obie aktorki są zdecydowanie największą siłą tego filmu i to one utrzymują widza w pełnym skupieniu przy ekranie. Drugi plan, reprezentowany przede wszystkim przez grupę znajomych z klasy Doris, wygląda już nieco słabiej. Trudno o bardziej stereotypową młodzież. Wszyscy wydają się płascy i uosabiają najbardziej sztampowe cechy, jakie można byłoby przypisać amerykańskim nastolatkom. W tej grupie tylko Doris wydaje się rozsądna i dojrzała, co momentami aż razi w oczy – trudno oprzeć się wrażeniu, że karykaturalni imprezowi znajomi robią tu tylko za tło, na którym skromna i rozważna dziewczyna może się pozytywnie wyróżniać. Suncoast głośno reklamowany jest też nazwiskiem Woody’ego Harrelsona, jednak aktor, mimo obecności na plakacie, nie ma tu zbyt wiele do zagrania. Jako jeden z zadeklarowanych obrońców życia, Paul (bo tak ma na imię jego bohater) nawiązuje znajomość z Doris, co owocuje paroma rozmowami o życiu i śmierci, z których jednak niewiele wynika. Harrelson robi tu za doświadczonego życiem mentora, być może swego rodzaju drogowskaz dla targanej emocjami nastolatki, jednak tylko na papierze. W praktyce raczej tego nie czuć, a relacja między tą dwójką wydaje się wymuszona i, szczerze mówiąc, chyba niepotrzebna – ani jedno, ani drugie nie zmienia własnego światopoglądu, a ich kolejne decyzje są raczej wynikiem ogólnej sytuacji, w jakiej się znajdują, aniżeli wzajemnych „głębokich” rozmów. Osadzenie akcji we wczesnych latach 2000 rzeczywiście się tu udaje – bohaterowie pasują do tamtej epoki pod względem wizualnym, co jakiś czas dzielą się newsami z roku 2005, które dodatkowo wiążą całość z konkretnym miejscem w czasie. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony wydaje się wiarygodny i autentyczny; patrzy się na to naturalnie i z zaciekawieniem. Nie do końca jednak kupuję fakt, że mocno podkreślanym tłem tej historii jest sprawa Terri Schiavo – wydarzenie, które tamtego czasu faktycznie wywołało ogromne poruszenie społeczne, tutaj robi raczej za pretekst do bardzo pobieżnych rozmów o eutanazji, w dodatku poruszanych gdzieś przy okazji, w klasie z nauczycielem czy w barze. Twórcy dokładają wszelkich starań, by widzowie ani na moment nie zapomnieli o tej kwestii, a jednocześnie nie robią nic, by postawić własne odważne tezy czy wnioski na ten temat – całość omawiana jest głównie między nastolatkami w szkole, co i tak nie wnosi do fabuły żadnych odkrywczych spostrzeżeń. Sprawa Terri Schiavo nie ma dla tej historii żadnego większego znaczenia, a jednak film z niezrozumiałych dla mnie powodów kurczowo się jej trzyma. Do niczego konkretnego to nie prowadzi i nie ma w tej sprawie żadnego rozwoju – zupełnie tak, jakby twórcy bali się kontrowersji i ucięli pole do dyskusji, zanim te na dobre się rozwinęły. Po co w ogóle sięgać po te kwestie? Sam wątek Maxa i zamknięcie tej historii tylko na jednej rodzinie byłoby moim zdaniem w zupełności wystarczające. Suncoast to film miły dla oka, niosący nadzieję i oferujący parę wzruszających momentów. Z drugiej jednak strony, jak na opowieść o takim ładunku emocjonalnym, całość wydaje się dość uproszczona i bardzo bezpieczna. Zamiast spróbować odpowiedzieć na trudne kwestie moralne czy podnieść żywą dyskusję na istotne tematy społeczne (które przecież non stop są tu sygnalizowane w tle), ta historia skupia się na dojrzewającej nastolatce i próbie odnalezienia przez nią miejsca dla siebie w tym dziwnym świecie. I choć w świetle całego potencjału, jaki był tutaj do dyspozycji, to niewiele, to jak na kino młodzieżowe całość radzi sobie całkiem poprawnie. To jednak byłoby na tyle – większych rewolucji po tej propozycji raczej nie ma się co spodziewać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj