Suncoast – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 9 lutego 2024Suncoast to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść o nastolatce, która wraz ze swoją matką musi zmierzyć się ze zbliżającą się śmiercią nieuleczalnie chorego brata. Film jest już dostępny na Disney+.
Suncoast to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść o nastolatce, która wraz ze swoją matką musi zmierzyć się ze zbliżającą się śmiercią nieuleczalnie chorego brata. Film jest już dostępny na Disney+.
Suncoast to nazwa ośrodka hospicyjnego, do którego trafia Max – nastoletni chłopak z nieuleczalnym guzem mózgu. Maxem opiekują się jego zdesperowana i nadopiekuńcza matka Kristine oraz młodsza siostra Doris, która w świetle choroby chłopaka staje się zupełnie niewidzialna. To właśnie Doris staje się główną bohaterką opowieści i to jej perspektywa będzie tutaj kluczowa. Co ciekawe, reżyserka i scenarzystka produkcji, Laura Chinn, umieściła w jej osobie swoje własne doświadczenia z przeszłości. Film jest zatem częściowo inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, jakie miały miejsce we wczesnych latach 2000 i – według zarysu fabularnego – stara się odpowiedzieć na trudne pytania związane z cienką granicą pomiędzy życiem a śmiercią. Produkcja debiutowała na tegorocznym styczniowym Sundance Festival, a teraz jest już dostępna na Disney+.
Poza tym, że nowa produkcja jest opowieścią o stawieniu czoła nieuchronnej śmierci Maxa, jest też (a raczej przede wszystkim) historią samej Doris, która wkracza w wiek dojrzewania. Dziewczyna staje przed kolejnymi dylematami życiowymi i zupełnie nie ma wsparcia, ponieważ jej matka całą uwagę poświęca jej umierającemu bratu. Wątek Doris jest bardzo trudny i twórcom udało się to przedstawić w naprawdę fajny sposób – rozterki dziewczyny i kolejne decyzje, jakie podejmuje, angażują i wywołują emocje. Bardzo łatwo poczuć wobec niej sympatię; wszystkie jej działania są w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Wcielająca się w główną rolę Nico Parker radzi sobie bardzo dobrze, a gdy współdzieli sceny z Laurą Linney, odgrywającą rolę jej matki, na ekranie autentycznie pojawiają się iskry – obie aktorki są zdecydowanie największą siłą tego filmu i to one utrzymują widza w pełnym skupieniu przy ekranie.
Drugi plan, reprezentowany przede wszystkim przez grupę znajomych z klasy Doris, wygląda już nieco słabiej. Trudno o bardziej stereotypową młodzież. Wszyscy wydają się płascy i uosabiają najbardziej sztampowe cechy, jakie można byłoby przypisać amerykańskim nastolatkom. W tej grupie tylko Doris wydaje się rozsądna i dojrzała, co momentami aż razi w oczy – trudno oprzeć się wrażeniu, że karykaturalni imprezowi znajomi robią tu tylko za tło, na którym skromna i rozważna dziewczyna może się pozytywnie wyróżniać. Suncoast głośno reklamowany jest też nazwiskiem Woody’ego Harrelsona, jednak aktor, mimo obecności na plakacie, nie ma tu zbyt wiele do zagrania. Jako jeden z zadeklarowanych obrońców życia, Paul (bo tak ma na imię jego bohater) nawiązuje znajomość z Doris, co owocuje paroma rozmowami o życiu i śmierci, z których jednak niewiele wynika. Harrelson robi tu za doświadczonego życiem mentora, być może swego rodzaju drogowskaz dla targanej emocjami nastolatki, jednak tylko na papierze. W praktyce raczej tego nie czuć, a relacja między tą dwójką wydaje się wymuszona i, szczerze mówiąc, chyba niepotrzebna – ani jedno, ani drugie nie zmienia własnego światopoglądu, a ich kolejne decyzje są raczej wynikiem ogólnej sytuacji, w jakiej się znajdują, aniżeli wzajemnych „głębokich” rozmów.
Osadzenie akcji we wczesnych latach 2000 rzeczywiście się tu udaje – bohaterowie pasują do tamtej epoki pod względem wizualnym, co jakiś czas dzielą się newsami z roku 2005, które dodatkowo wiążą całość z konkretnym miejscem w czasie. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony wydaje się wiarygodny i autentyczny; patrzy się na to naturalnie i z zaciekawieniem. Nie do końca jednak kupuję fakt, że mocno podkreślanym tłem tej historii jest sprawa Terri Schiavo – wydarzenie, które tamtego czasu faktycznie wywołało ogromne poruszenie społeczne, tutaj robi raczej za pretekst do bardzo pobieżnych rozmów o eutanazji, w dodatku poruszanych gdzieś przy okazji, w klasie z nauczycielem czy w barze. Twórcy dokładają wszelkich starań, by widzowie ani na moment nie zapomnieli o tej kwestii, a jednocześnie nie robią nic, by postawić własne odważne tezy czy wnioski na ten temat – całość omawiana jest głównie między nastolatkami w szkole, co i tak nie wnosi do fabuły żadnych odkrywczych spostrzeżeń. Sprawa Terri Schiavo nie ma dla tej historii żadnego większego znaczenia, a jednak film z niezrozumiałych dla mnie powodów kurczowo się jej trzyma. Do niczego konkretnego to nie prowadzi i nie ma w tej sprawie żadnego rozwoju – zupełnie tak, jakby twórcy bali się kontrowersji i ucięli pole do dyskusji, zanim te na dobre się rozwinęły. Po co w ogóle sięgać po te kwestie? Sam wątek Maxa i zamknięcie tej historii tylko na jednej rodzinie byłoby moim zdaniem w zupełności wystarczające.
Suncoast to film miły dla oka, niosący nadzieję i oferujący parę wzruszających momentów. Z drugiej jednak strony, jak na opowieść o takim ładunku emocjonalnym, całość wydaje się dość uproszczona i bardzo bezpieczna. Zamiast spróbować odpowiedzieć na trudne kwestie moralne czy podnieść żywą dyskusję na istotne tematy społeczne (które przecież non stop są tu sygnalizowane w tle), ta historia skupia się na dojrzewającej nastolatce i próbie odnalezienia przez nią miejsca dla siebie w tym dziwnym świecie. I choć w świetle całego potencjału, jaki był tutaj do dyspozycji, to niewiele, to jak na kino młodzieżowe całość radzi sobie całkiem poprawnie. To jednak byłoby na tyle – większych rewolucji po tej propozycji raczej nie ma się co spodziewać.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat