Nazwijmy rzeczy po imieniu: wprowadzenie postaci Supermana uczyniło świat Supergirl lepszym i zdecydowanie ciekawszym dla widza. Już pal licho, że Tyler Hoechlin okazał się koniec końców aktorem bodajże dwóch min. Jedna z nich, uśmiech na pół gwizdka, doskonale sprawdzała się w bezpośredniej bliskości rezolutnej tytułowej bohaterki. Pomiędzy parą przybyszów z Kryptona w ekspresowym tempie narodziła się ekranowa chemia w jej rodzinnym wymiarze – widzieliśmy tu mniejsze czy większe tęsknoty, sentymenty oraz walkę ze złem, przypominającą zabawę Ludzi ze Stali. Odcinek The Last Children of Krypton może jednak z perspektywy czasu stać się najważniejszym fragmentem dla oceny jakości obecnego sezonu. Twórcy serialu w umiejętny sposób nakreślili nowe wątki w obrębie fabuły. Problem polega na tym, że w niektórych momentach sam sposób prowadzenia narracji ocierał się o klisze i schematy, od samego początku stanowiące prawdziwą bolączkę produkcji. Nie do końca jestem przekonany, czy działania Projektu Cadmus lub rozbudzony już Mon-El mogą nam zrekompensować odejście Supermana i Cat. Podstawowym zadaniem ostatniego odcinka stało się więc z jednej strony żegnanie gigantów, z drugiej zaś kładzenie fundamentów pod zasadniczą oś narracyjną obecnego sezonu. Pierwszy aspekt został rozwiązany za pomocą niekończących się dyskusji: Kary z Clarkiem, Clarka z Hankiem, Kary z Cat – ta ostatnia, jakby tego było mało, musiała jeszcze na koniec porozmawiać z Supergirl. Co ciekawe jednak, niektóre z tych dialogów były całkiem sprawnie rozpisane, jak choćby rozprawa Supermana i Marsjańskiego Łowcy Ludzi na temat samotności czy Calista Flockhart odnosząca się do swojego dziedzictwa w konwersacji z podwładną. Sęk w tym, że przez takie zabiegi twórcy na własne życzenie zminimalizowali czas na rozwijanie innych wątków. Prawdopodobnie najbardziej ucierpiało na tym wprowadzenie do historii postaci Metallo, który postanowił podbić ekran tak szybko, że pokazał się nam w dwóch nawet wersjach. Jego pierwsza walka z Supermanem i Supergirl zamiast starcia tytanów przypominała potyczkę na wiejskiej potańcówce: napięta klata, strzał w kierunku wroga (koniecznie na zielono, żeby biło widza po oczach), w rewanżu dostaje jeden cios w zatroskaną twarzyczkę i zaczynamy od nowa. Szkoda też, że nikt mu nie powiedział o innych częściach ciał Ludzi ze Stali, w które może celować. Cóż, patrząc jednak na zbroje przygotowane przez Winna, trudno było się tego nie domyślić. Najwyraźniej poczciwy Metallo w wersji 2.0 to zwyczajny głuptasek. Działania nowego złoczyńcy stały się jednak li tylko uwerturą do nakreślenia znacznie większego, długofalowego zagrożenia – rozpanoszenia się na amerykańskiej ziemi Projektu Cadmus. Na ekranie jego członkowie zaliczyli prawdziwe wejście smoka w postaci wyświetlanego w mediach komunikatu, który mógł przywodzić na myśl czy to wiadomość od Generała Zoda w filmie Man of Steel, czy też przesłanie od grupy Anonymous. Im głębiej jednak w las, tym gorzej dla ich mocy sprawczej. Nie da się bowiem ukryć, że w tej chwili Cadmus to jedna złowroga kobieta otoczona przez bandę osiłków. Czyhającą na Supergirl, mniej lub bardziej sformalizowaną organizację już w tym serialu przecież widzieliśmy. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy nie zechcą nam w ten sposób serwować powtórki z rozrywki, tym bardziej że na potężnym kosmicznym kacu rozbudził się właśnie Mon-El – postać tak zagadkowa, że rozwiązywanie jej tajemnicy było za trudne dla wracającego już do Metropolis Supermana.
Źródło: CW
+7 więcej
Na pochwałę w tym odcinku z pewnością zasługuje jednak finałowa walka dwóch duetów – Supermana i Marsjańskiego Łowcy Ludzi oraz Supergirl i Alex z obiema wersjami Metallo. Nie chodzi tu nawet o choreografię, gdyż w tej kwestii żadnych fajerwerków nie uświadczyliśmy. Warto jednak docenić fakt, że twórcy zdecydowali się budować napięcie poprzez przeplatanie ze sobą fragmentów pojedynków. Co więcej, miłośnicy komiksów mogli poczuć zadowolenie z powodu subtelnych i przekonujących nawiązań do konkretnych pozycji: na poziomie fabularnym do Supermana: Ostatniego Syna Kryptona, na poziomie estetycznym zaś do legendarnego Crisis on Infinite Earths (scena, w której Człowiek ze Stali trzyma nieprzytomną Supergirl na ramionach). Taki gatunkowy miszmasz sprawdził się na ekranie zaskakująco dobrze. W sukurs suberbohaterskim powinnościom tym razem przyszły jeszcze działania Kary w pracy. Postać Snaperra Carra wydaje się całkiem interesująca, choć papierkiem lakmusowym dla oceny tego bohatera staną się dopiero nadchodzące odcinki – gdzieś z tyłu głowy pojawia się bowiem niepokojący wniosek, że to po prostu mniej doskonała wersja Cat Grant. Cieszy fakt, że twórcom Supergirl udało się wprowadzić w historię postać Supermana w taki sposób, by widz mógł poczuć powiew świeżości. Nie da się ukryć, że pierwsze dwa odcinki obecnego sezonu na tle dotychczasowych prezentowały się naprawdę przekonująco. Łyżkę dziegciu w tę beczkę miodu wkładają jednak fabularne perspektywy, które malują się przed nami na horyzoncie. Karnawał związany z obecnością Człowieka ze Stali dobiegł już końca, a wrażenie to potęguje jeszcze odejście z panteonu bohaterów postaci Cat. Najbliższe odcinki zweryfikują, na ile twórcy serialu rzeczywiście solidnie przyłożyli się do roboty, a na ile taki stan rzeczy był jedynie iluzoryczny, zamknięty w formie narracyjnej wydmuszki. Pokazanie widzom, że istnieje życie po Supermanie, może być największym dotychczasowym wyzwaniem dla odpowiedzialnych za produkcję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj