Ostatni odcinek serialu Supergirl jest odświeżający na tle poprzednich odsłon serii. Choć twórcy nie ustrzegli się wpadek realizacyjnych, to jednak zaskakująco sprawnie poradzili sobie na poziomie fabularnym.
Dobre wieści dla wszystkich fanów
Supergirl: twórcy w przedostatnim odcinku 2 sezonu włączyli wyższy bieg, dzięki czemu w sprawny sposób udało im się połączyć tak wiele akcentowanych wcześniej, lecz bezładnie rozrzuconych po strukturze fabularnej wątków.
Resist staje się prawdziwą perełką na tle kilku poprzednich odsłon serii. Jest tu napięcie, bijatyki, nieustannie wiszące w powietrzu zagrożenie, mniej lub bardziej inwazyjny humor i jeszcze prawdziwy korowód bohaterów serialu, którzy wracają na pierwszą linię narracyjnego frontu zupełnie nienachalnie. Co prawda odcinek szwankuje niekiedy w kwestii realizacyjnej, jednak te grzechy jesteśmy w stanie wybaczyć, jeśli tylko spojrzymy na nie z szerszej perspektywy. Jakimś cudownym zbiegiem okoliczności wszystko w
Resist trafia bowiem na właściwe miejsce – nie ma tu znaczenia, czy chodzi o spadającą z Air Force One prezydent USA, czy o żarty Cat Grant, która dwoi się i troi, by w całą historię wnieść jak najwięcej humoru. Takiej
Supergirl nie widzieliśmy od dawna.
Fabuła ostatniego odcinka momentami ugina się pod swoim własnym ciężarem. Statki Daxamitów panoszą się nad National City, na ulicach miasta prowadzone są nieustanne potyczki, Rhea realizuje swój niecny i szpetny plan wyswatania Mon-Ela i Leny, prezydent USA próbuje dostać się w samo centrum wojny, Cat Grant z wielką gracją stara się zostać przywódczynią wolnego świata ludzi a DEO musi połączyć siły z niedobitkami Projektu Cadmus
. Co ciekawe, wszystkie te wątki, mające przecież swoje korzenie w poprzednich odcinkach, znakomicie się ze sobą zazębiają. Ich spoiwem nie są nawet losy poszczególnych bohaterów, ale głębszy sens współistnienia ludzi i kosmicznych uchodźców, którzy muszą się ze sobą zjednoczyć, by walczyć do ostatniej kropli krwi ze wspólnym wrogiem. Na całe szczęście ten zawoalowany przekaz nie razi swoją nachalnością. Będzie coś niepokojącego i zabawnego zarazem w scenie, w której prezydent Marsdin przeżyje katastrofę Air Force One, ujawniając swoją prawdziwą tożsamość. Pal już licho, że szefowa rządu USA pochodzi z odległych zakątków Wszechświata – ważne, by wciąż była demokratką. Tym razem twórcy nie chcą bawić się w żadną propagandę, jakby zrozumieli, że musi ona rozmywać się w tym, co dla fanów najważniejsze: dobrej rozrywce.
Pomaga w tym nie tylko umiejętne korzystanie z poszczególnych wątków, ale również sprawnie rozpisane w ostatnim odcinku postacie. Bodajże najlepiej widać to na przykładzie Cat Grant, która ze swadą wbija się w powstający nad National City krajobraz nędzy i rozpaczy. Bohaterka a to zażartuje z przekonań politycznych, a to dostrzega, kto skrywa się za hełmem Guardiana, a gdy wymaga tego sytuacja, będzie dawać nadzieję przerażonym obywatelom i zatroskanej ich losem Supergirl. Grant zafunduje nam nawet opowiastkę na temat kobiecych powinności. Nie ma w tym żadnego przypadku – płeć żeńska w
Resist wychodzi na pierwszy plan ze zdwojoną siłą. Tak bardzo, że Marsjański Łowca Ludzi przez cały odcinek śpi, Winn musi robić za operatora kamery, a wyskakujący jak królik z kapelusza Superman, jak wszystko na to wskazuje, został w tajemniczy sposób owinięty wokół palca przez Rheę.
Nieco gorzej na tym tle wygląda aspekt realizacyjny. Trochę tak, jakbyśmy mieli do czynienia z odcinkiem dwóch prędkości – rozmach narracyjny, za który należy pochwalić twórców, nie do końca idzie w parze ze sferą wizualną. I tak prowadzona w National City regularna wojna zostaje ograniczona na ekranie do dwóch czy trzech ujęć, w których widzimy statki kosmicznych najeźdźców. Trudno też zrozumieć, co takiego kierowało scenarzystami, którzy zdecydowali się na zaserwowanie aż trzem kobietom skoków z dużych wysokości. Alex robi to na modłę matriksową, prezydent Marsdin po kryjomu, za to Cat w widowiskowym swobodnym opadaniu przypomina nieco Feliksa Baumgartnera, który swego czasu postanowił skoczyć z granicy Kosmosu. I śmieszno, i straszno, pytanie tylko: po co? Podobny wydźwięk mają refleksje nad użyciem działa pozytronowego, tak jakby twórcy serialu dla – bądź co bądź – nastolatków chcieli wpleść w fabułę rozważania nad dylematem wagonika i inne utylitarystyczne, potraktowane po macoszemu dysputy nad odbieraniem życia konkretnym osobom.
Cieszy fakt, że twórcy wreszcie odkryli wszystkie swoje karty i, o dziwo, przetasowali je w widowiskowy sposób – lepiej późno niż wcale. Wiele wskazuje na to, że w ostatecznym starciu z Daxamitami sporą rolę odegra otumaniony Superman, który – w porównaniu do poprzedniego sezonu – na tym etapie historii ma do pokazania coś więcej niż nogi. Nie da się ukryć, że odpowiedzialni za serial chcą sięgnąć po wszystko to, co było w nim do tej pory najlepsze. Odcinek
Resist udowadnia, że można to zrobić bez żadnej szkody dla widza. Co więcej, większość wątków wciąż pozostaje otwarta i doprawdy trudno określić, w którym ostatecznie kierunku zdecydują się podążyć twórcy. Przed finałem sezonu życzmy sobie rozmaitych zaskoczeń, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że doskonale wiemy, jak cała ta opowieść się zakończy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h