Ostatni przed dwumiesięczną przerwą odcinek Supergirl wlewa w widza niepokój - twórcy postanowili w nim nadrobić wszystkie lekcje z ekranowego gadulstwa, a natężenie głupstewek na centymetr kwadratowy taśmy celuloidowej było nie do zniesienia.
Po obiecującym początku kolejnej fazy 3. sezonu
Supergirl, jaki przyszedł wraz z pierwszymi tegorocznymi odcinkami, serial znów drastycznie obniżył loty.
Both Sides Now najdobitniej pokazuje, że twórcy chcą z nami nieustannie bawić się w kotka i myszkę. Najpierw więc wybudzają nadzieję na sprawne poprowadzenie całej historii i żonglowanie przyjętą konwencją, by chwilę później udowodnić, że zamysł na tę odsłonę serii pełen jest scenariuszowych dziur, które trzeba w ekspresowym tempie załatać. Na nasze nieszczęście znów odbywa się to poprzez serwowanie nam powtórki z wątpliwej jakości rozrywki - emocjonalne rozterki protagonistów, niekończące się tyrady na temat życia, śmierci i całej reszty, ograniczenie narracji superbohaterskiej do minimum i podręcznikowa psychologia postaci, która musi zostać na ekranie wyłożona tak, by zrozumiało ją dziecko. Wszystko to powoduje, że
Supergirl balansuje na granicy odświeżającego powiewu w Arrowverse i telewizyjnej mordoklejki dla nastolatków, która miast się ciągnąć ze smakiem, coraz częściej prowadzi nas do zadławienia.
Jeśli chcielibyśmy podsumować odcinek
Both Sides Now jednym słowem, ten wyraz z pewnością będzie pasować jak ulał: zapchajdziura. Teoretycznie chodzi tu o postać Julii Freeman aka Purity, która w śmiertelnym tangu lada moment będzie partnerować Reign. Sęk w tym, że wątek, który mógłby być rozpisany na kilka minut czasu antenowego, został nienaturalnie rozciągnięty do gargantuicznych rozmiarów. Rozbuchanie towarzyszy więc terapii, jaką Julii chce zaserwować dobrotliwa Kara - ostatecznie Alex ma rację i Purity już na wstępie powinna dostać solidny łomot. Dzieje się jednak inaczej, ponieważ w tej odsłonie serii doprawdy wszyscy są zagubieni: Supergirl w ocenie rywalki, Alex w diagnozowaniu emocjonalnych stanów siostry, Mon-El w uczuciu do Imry, jego żona w siedzibie DEO, Ruby na lodowisku, Samantha w swoim umyśle, a Hank w poszukiwaniu kosmicznego bimbru. Trochę jak w czeskim filmie - nikt nic nie wie. Nawet aktorzy, którzy niespecjalnie mają pojęcie, jaki jest sens kolejnych sekwencji; Dziewczyna ze Stali, podchodząc do Purity, stroi dziwaczne miny, Marsjański Łowca Ludzi kilka minut trzyma rozpadający się słup, Mon-El zaś tarza się po ścianach i podłogach bez żadnego ładu i składu. Gdy pod koniec odcinka dowiadujemy się, że odpowiedzialni za serial jakieś niespodzianki dla nas faktycznie mają - chodzi tu o prawdziwy powód obecności Legionu Superbohaterów na Ziemi i rozmowę Leny z Samanthą - jest już za późno na oddalenie konstatacji widza, że o tym odcinku chciałby jak najszybciej zapomnieć.
Twórcy serialu podchodzą do poprowadzenia narracji w starym i niedobrym stylu. Tam, gdzie nie ma pomysłu na rozpędzenie pociągu znanego jako "scenariusz", wplatane są rozmowy - wszystkich ze wszystkimi. Poziom zaskoczenia w trakcie przyznania się Mon-Ela do miłości do Kary jest zatrważający, bo przecież doprawdy nikt takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Nie mówiła nam o tym jego smutna minka zbitego psiaka, dystans do swojej żony czy wpatrzenie w dawny obiekt westchnień jak w obrazek. Szok i niedowierzanie. Równie niespodziewane jest odkrycie przez Karę i Alex, że jedna z nich ma w sobie więcej wiary w ludzi, a druga woli w interakcji z nimi sięgać po co bardziej radykalne środki. Przełomowym odkryciem staje się też to, że ktoś w końcu dodał dwa do dwóch i zdołał domyślić się prawdziwej przyczyny umysłowych zgonów Samanthy. Istny festiwal niespodzianek, które mógłby podsumować chyba tylko bimber Hanka - na szczęście w butelce sporo go jednak ze swoim już-prawie-synem Mon-Elem zostawili.
Niepokoi fakt, że w kontekście dalszej części sezonu twórcy mogli już odkryć przed nami wszystkie karty, a żaden as w rękawie tudzież Superman z kapelusza w tej opowieści raczej się nie pojawi. Prawdopodobniejszy wydaje się wariant, w którym odpowiedzialni za serial będą uprawiać scenariuszowe "w koło Macieju", dobudowując do zasadniczej osi tej odsłony serii kolejne wątki i ornamenty - te będą miały za zadanie wywieść nas w fabularne pole i niejako przetrzymać do finału. Z drugiej jednak strony istotniejszy, niż moglibyśmy początkowo zakładać, może okazać się aspekt działalności Legionu Superbohaterów, wciąż owiany aurą tajemnicy.
Supergirl czeka teraz blisko dwumiesięczna przerwa w emisji, która potrzebna jest przede wszystkim widzom. Chciałbym jednak wierzyć, że siła 3. sezonu serialu będzie opierać się na czymś więcej, niż tylko na kontraście z pogrążonymi w marazmie innymi produkcjami Arrowverse. O tym, czy w tym podejściu jestem naiwny, wszyscy przekonamy się już niebawem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h