Brian Michael Bendis żegna się z wydawanymi na polskim rynku seriami o Supermanie na dobre. Stwierdzam to z wielkim żalem, ale ta wiadomość jest bodajże najlepszą, jaką mam dla Was po lekturze kończącego poświęcony Człowiekowi ze Stali cykl Action Comics tomu Ród Kentów. Piąta i zarazem finałowa odsłona opowieści rozczarowuje – zwłaszcza wtedy, gdy spojrzymy na nią z perspektywy całej historii stworzonej przez słynnego scenarzystę. Choć Bendis zaczął obiecująco, każdy kolejny zeszyt spod szyldu Action Comics wydawał się gorszy od poprzedniego na poziomie fabularnym. Obietnica wprowadzenia nowych horyzontów w postrzeganiu Kal-Ela okazała się mrzonką, a twórca z biegiem czasu coraz częściej sięgał po mocno już przebrzmiałe schematy wpisane w mitologię Supermana. Jeszcze gorzej, że Bendisowi pomagał odpowiedzialny za warstwę graficzną John Romita Jr., który – mówiąc dyplomatycznie – nie stanął na wysokości powierzonego mu zadania.  Marisol Leone nadal robi wszystko, aby ostatecznie przejąć władzę nad Metropolis – jej konfrontacja z Człowiekiem Jutra siłą rzeczy wydaje się nieunikniona. Sprawy na tym polu przybierają jednak nieoczekiwany obrót, gdy antagonistka wraz z pomagającymi jej członkami Niewidzialnej Mafii sprowadza na naszą planetę potężną i doskonale Wam znaną istotę z innego wymiaru. Zagrożenie jest na tyle duże, że musi się z nim zmierzyć cały tytułowy ród Kentów: Superman, Supergirl, Superboy, Brainiac 5 i Conner Kent z Ligi Młodych, klon powstały z DNA Człowieka ze Stali i Lexa Luthora. Na przeciwległym biegunie fabularnym również piętrzą się problemy: słynne „Daily Planet” znalazło się pod lupą FBI, więc przyszłość gazety jest mocno niepewna. Protagonista musi w dodatku stawić czoło kwestiom, które w walnym stopniu wpływają na życie jego rodziny. 
Źródło: Egmont
Zacznijmy od tego, co w recenzowanym albumie jest dobre. Bendis raz jeszcze udowadnia tu, że w historiach traktujących o Człowieku ze Stali najlepiej czuje się wtedy, gdy przychodzi mu budować wątki poświęcone szeroko pojętej rodzinie tytułowego bohatera. W tym aspekcie scenarzysta potrafi roztoczyć przed czytelnikami całe spektrum emocji oraz zaakcentować w nim ten najważniejszy, ludzki pierwiastek poczynań postaci obdarzonych nadludzkimi mocami. Cieszy także to, że autor zdołał spiąć klamrą dotychczasowe wątki i – przyjmując odpowiednią perspektywę – zostawić swoim następcom garść pomysłów, które ci mogliby wykorzystać. Problem polega na tym, że emocjonalny wymiar opowieści został koniec końców przygnieciony przez zaserwowane chaotycznie aspekty historii, w których wszem wobec króluje akcja. Bendis próbuje momentami stawiać na widowiskowość i podniosłość poszczególnych sekwencji, lecz ani nie potrafi wykrzesać ze swoich postaci pełni ich potencjału, ani poprowadzić bijatyk ze złoczyńcami w nieoczywiste rejony fabularne. Wszystko to przekłada się na wniosek, że Ród Kentów jest tomem ledwie poprawnym – od podsumowań opowieści czytelnicy nie tylko mają prawo, ale i czasami muszą wymagać czegoś znacznie lepszego.  Nawet większy problem mam z pracami Romity Jr. W tomie odnajdziecie plansze, nad którymi zaczniecie się zastanawiać; bynajmniej nie z powodu artystycznego kunsztu, który doprowadził do ich powstania, ale raczej podejrzewając, że przynajmniej część ilustracji rysownik tworzył w wielkim pośpiechu, nie przywiązując większej wagi do detali czy sylwetek samych postaci. Wiele wskazuje również na to, że artysta gdzieś po drodze zagubił swój „zmysł” anatomiczny i na tym polu nie może odnaleźć jednolitego wzorca. Jeden bohater ma więc twarz płaską, kolejny – jajowatą, jeszcze inny wygląda jak wariacja na temat nieoczekiwanej figury geometrycznej. Chyba nie na takie zaskoczenia czekaliśmy.  Superman Action Comics. Ród Kentów. Tom 5 to komiks, który – nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – przejdzie na rodzimym rynku bez echa, przynajmniej jeśli chodzi o jego wartość fabularną. Może on natomiast otworzyć kolejną w naszym kraju dyskusję na temat artystycznych poczynań Briana Michaela Bendisa. W ostatnich latach wielu polskich miłośników powieści graficznych stara się przedstawić dowody na coraz bardziej zauważalny spadek formy bądź co bądź ikony świata komiksów. Niestety, Ród Kentów stanie się kolejnym orężem w walce dla tych, którzy w dziełach akurat tego scenarzysty dopatrują się jego upadku. Na tak daleko posunięte wnioski jest stanowczo zbyt wcześnie; po lekturze pokrzepia także myśl, że tego typu problemów nie ma sam Superman, który właśnie zakończył kolejny rozdział swojego życia, otwierając pole do obserwacji jego zupełnie już nowych przygód. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj