Ostatni tom serii „Superman Action Comics” w ramach linii wydawniczej Uniwersum DC. To również pożegnanie z przygodami Supermana znakomitego scenarzysty Briana Michaela Bendisa („Liga Sprawiedliwości”, „Naomi”). Za rysunki odpowiadają doskonali artyści jak John Romita Jr. („Powrót Mrocznego Rycerza. Ostatnia krucjata”) i Klaus Janson („Batman. Powrót Mrocznego Rycerza”).
Premiera (Świat)
18 maja 2022Premiera (Polska)
18 maja 2022Polskie tłumaczenie
Jakub SytyLiczba stron
180Autor:
Brian Michael Bendis, Klaus Janson (1) więcejGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Brian Michael Bendis żegna się z wydawanymi na polskim rynku seriami o Supermanie na dobre. Stwierdzam to z wielkim żalem, ale ta wiadomość jest bodajże najlepszą, jaką mam dla Was po lekturze kończącego poświęcony Człowiekowi ze Stali cykl Action Comics tomu Ród Kentów. Piąta i zarazem finałowa odsłona opowieści rozczarowuje – zwłaszcza wtedy, gdy spojrzymy na nią z perspektywy całej historii stworzonej przez słynnego scenarzystę. Choć Bendis zaczął obiecująco, każdy kolejny zeszyt spod szyldu Action Comics wydawał się gorszy od poprzedniego na poziomie fabularnym. Obietnica wprowadzenia nowych horyzontów w postrzeganiu Kal-Ela okazała się mrzonką, a twórca z biegiem czasu coraz częściej sięgał po mocno już przebrzmiałe schematy wpisane w mitologię Supermana. Jeszcze gorzej, że Bendisowi pomagał odpowiedzialny za warstwę graficzną John Romita Jr., który – mówiąc dyplomatycznie – nie stanął na wysokości powierzonego mu zadania.
Marisol Leone nadal robi wszystko, aby ostatecznie przejąć władzę nad Metropolis – jej konfrontacja z Człowiekiem Jutra siłą rzeczy wydaje się nieunikniona. Sprawy na tym polu przybierają jednak nieoczekiwany obrót, gdy antagonistka wraz z pomagającymi jej członkami Niewidzialnej Mafii sprowadza na naszą planetę potężną i doskonale Wam znaną istotę z innego wymiaru. Zagrożenie jest na tyle duże, że musi się z nim zmierzyć cały tytułowy ród Kentów: Superman, Supergirl, Superboy, Brainiac 5 i Conner Kent z Ligi Młodych, klon powstały z DNA Człowieka ze Stali i Lexa Luthora. Na przeciwległym biegunie fabularnym również piętrzą się problemy: słynne „Daily Planet” znalazło się pod lupą FBI, więc przyszłość gazety jest mocno niepewna. Protagonista musi w dodatku stawić czoło kwestiom, które w walnym stopniu wpływają na życie jego rodziny.
Zacznijmy od tego, co w recenzowanym albumie jest dobre. Bendis raz jeszcze udowadnia tu, że w historiach traktujących o Człowieku ze Stali najlepiej czuje się wtedy, gdy przychodzi mu budować wątki poświęcone szeroko pojętej rodzinie tytułowego bohatera. W tym aspekcie scenarzysta potrafi roztoczyć przed czytelnikami całe spektrum emocji oraz zaakcentować w nim ten najważniejszy, ludzki pierwiastek poczynań postaci obdarzonych nadludzkimi mocami. Cieszy także to, że autor zdołał spiąć klamrą dotychczasowe wątki i – przyjmując odpowiednią perspektywę – zostawić swoim następcom garść pomysłów, które ci mogliby wykorzystać. Problem polega na tym, że emocjonalny wymiar opowieści został koniec końców przygnieciony przez zaserwowane chaotycznie aspekty historii, w których wszem wobec króluje akcja. Bendis próbuje momentami stawiać na widowiskowość i podniosłość poszczególnych sekwencji, lecz ani nie potrafi wykrzesać ze swoich postaci pełni ich potencjału, ani poprowadzić bijatyk ze złoczyńcami w nieoczywiste rejony fabularne. Wszystko to przekłada się na wniosek, że Ród Kentów jest tomem ledwie poprawnym – od podsumowań opowieści czytelnicy nie tylko mają prawo, ale i czasami muszą wymagać czegoś znacznie lepszego.
Nawet większy problem mam z pracami Romity Jr. W tomie odnajdziecie plansze, nad którymi zaczniecie się zastanawiać; bynajmniej nie z powodu artystycznego kunsztu, który doprowadził do ich powstania, ale raczej podejrzewając, że przynajmniej część ilustracji rysownik tworzył w wielkim pośpiechu, nie przywiązując większej wagi do detali czy sylwetek samych postaci. Wiele wskazuje również na to, że artysta gdzieś po drodze zagubił swój „zmysł” anatomiczny i na tym polu nie może odnaleźć jednolitego wzorca. Jeden bohater ma więc twarz płaską, kolejny – jajowatą, jeszcze inny wygląda jak wariacja na temat nieoczekiwanej figury geometrycznej. Chyba nie na takie zaskoczenia czekaliśmy.
Superman Action Comics. Ród Kentów. Tom 5 to komiks, który – nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – przejdzie na rodzimym rynku bez echa, przynajmniej jeśli chodzi o jego wartość fabularną. Może on natomiast otworzyć kolejną w naszym kraju dyskusję na temat artystycznych poczynań Briana Michaela Bendisa. W ostatnich latach wielu polskich miłośników powieści graficznych stara się przedstawić dowody na coraz bardziej zauważalny spadek formy bądź co bądź ikony świata komiksów. Niestety, Ród Kentów stanie się kolejnym orężem w walce dla tych, którzy w dziełach akurat tego scenarzysty dopatrują się jego upadku. Na tak daleko posunięte wnioski jest stanowczo zbyt wcześnie; po lekturze pokrzepia także myśl, że tego typu problemów nie ma sam Superman, który właśnie zakończył kolejny rozdział swojego życia, otwierając pole do obserwacji jego zupełnie już nowych przygód.