Nawet pomijając fakt, iż właściwie po pierwszych dwóch minutach widz mógł się domyślić, kto odpadnie na radzie plemienia, to wciąż był bardzo dobry odcinek. W końcu mieliśmy okazję bliżej poznać Lucy i cieszy mnie to, że pokazała jakieś zacięcie oraz charakter. Wyjście z propozycją wyeliminowania Jess (coraz bardziej zaczynam się bać jej wytrzeszczu oczu) było jak najbardziej na plus, ale dyktatorskie stawianie warunków Kenowi i Davidowi już niekoniecznie. W ogóle wszystkie ruchy u Gen X-ów były dość… nielogiczne, lekko mówiąc. Lucy i jej - jak to tłumaczyła – śmiałość, Jess i pytanie się Lucy, czy to prawda, że chce ją wywalić, czy w końcu użycie HI przez Davida w celu uratowania wiecznie zdziwionej Jess (która koniec końców zagłosowała na CeCe – super sojuszniczka!). Śmieszy mnie to, że czwarta osoba, która odpadła z gry, jest trzecią już wyeliminowaną Azjatką w tym sezonie. #SurvivorSoWhite? O wiele mniej czasu antenowego dostało plemię Millennialsów, dzięki czemu odpoczęliśmy trochę od wątku szkolnej miłości, ale jednocześnie straciliśmy kontakt z Michelle czy Willem. Całość skupiła się właściwie wyłącznie na Adamie, z krótkim wstępem w postaci informacji, że plemię głoduje i czas wybrać się na polowanie. Adam natomiast kontynuował poszukiwania Ukrytego Immunitetu. Udało mu się znaleźć wskazówkę, a potem sam Immunitet, schowany w wielkiej muszli. Swoje pięć groszy wtrąciła Hannah w naprawdę rozbrajającej, krótkiej scence, a następnie dostaliśmy coś, czego w tego typu programach nie cierpię – zapłakanego uczestnika (w tym wypadku Adama), opowiadającego swoją smutną historię połączoną ze spełnianiem marzeń. Może ja jestem nieczuły albo po prostu nie jestem fanem użalania się nad losem przed kilkumilionową widownią. Odcinek od razu nabrał na dynamice, a stracił na nudnych przestojach, dzięki podzieleniu zadania o nagrodę i immunitet plemienny na dwie odrębne rywalizacje. Pierwsza konkurencja powinna w mej opinii przejść do historii Survivor za to, co sobą prezentowała. Dramaturgia, walka do upadłego, wysoka stawka, zwroty akcji, sceneria i momenty zapadające w pamięć – wszystkie te czynniki złożyły się na piekielnie dobre zadanie. Oczywiście osobne słowa uznania należą się dwojgu MVP tej rozgrywki – Amazonce Michaeli oraz Chrisowi, znanemu też jako Hulk. Drugie zadanie (jeśli ktoś po pierwszych minutach odcinka nie domyślił się, że na radę uda się Gen X) mogło trzymać w napięciu. Zastanawiam się tylko, czemu to Chris, jeden z największych mężczyzn, jakich widział ten program, siedział na windzie, a nie tą windą sterował. Gen X-ów kosztowało to na pewno sporo, sporo czasu. Po czterech odcinkach można powiedzieć, że mamy bardzo przyjemny sezon. Po niezbyt subtelnym montażu stacji CBS można upatrywać już, kto ma największe szanse na dalekie dojście. Osobiście mocno trzymam kciuki za Chrisa oraz Kena z plemienia Gen X tudzież Jaya i Adama z Millennialsów. Nie mogę się doczekać przyszłotygodniowego odcinka szczególnie z tego względu, że czeka nas rzecz, którą wszyscy kochamy – przemieszanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj