Potwór z bagien na dobre wkroczył już do panteonu herosów platformy DC Universe. Potwór z bagien wyłania się jednak nie z mrocznych ulic, jak w przypadku tytułowych bohaterów Titans, ani nie z obłoków szaleństwa, jak miało to miejsce w Doom Patrol. Tym razem wchodzimy na terytorium, zdawałoby się zapomnianych przez świat moczarów i innych mokradeł, gdzie króluje natura w stanie czystym, wszechogarniająca aura tajemnicy i atmosfera przynajmniej na razie stonowanej grozy. Nowa produkcja oparta na komiksach DC to przedziwne połączenie opowieści o superbohaterach, elementów horroru i treści ekologicznych - mieszanka wybuchowa, której poszczególne komponenty teoretycznie do siebie nie przystają. Warto jednak w tym miejscu przypomnieć, że to właśnie Potwór z bagien, zwłaszcza wtedy, gdy pracę nad nim przejął Alan Moore, przecierał w komiksach szlak dla historii skierowanych do dojrzalszych czytelników. Seria brytyjskiego artysty nie tylko pogłębiła psychologię postaci, ale i kapitalnie naszkicowała targający nią wewnętrzny konflikt tożsamości. Kim naprawdę jestem? Kto jest prawdziwym potworem? Jak celebrować otaczającą nas naturę? Przez lata kilku twórców telewizyjnych i filmowych próbowało zmierzyć się z tą popkulturową legendą, jednak z tych spotkań wychodzili oni raczej na tarczy. Śpieszę donieść, że po pierwszym odcinku serialu DC Universe możemy być optymistami. Pilot produkcji wypada naprawdę dobrze, przy czym tak, jak o fabułę, będzie chodzić tu również o jedyny w swoim rodzaju świat przedstawiony. Oto bagna, które mogą pochłonąć nasze umysły bez reszty. 
fot. DC Universe
+4 więcej
Pracująca dla rządowej agencji CDC doktor Abby Arcane po latach musi wrócić do rodzinnego Marais, luizjańskiego miasteczka, w którym pojawiły się przypadki tajemniczej choroby. Kapitalnie tu przedstawiona lokalna społeczność zbiera się na wiecu, na którym dzieli i rządzi wpływowy biznesmen Avery Sunderland wraz ze swoją żoną, Marią. Spotkanie utwierdza nas w przekonaniu, że pobliskie bagna kryją w sobie większą niż początkowo zakładaliśmy tajemnicę. Znikają ludzie, wybuchają epidemie, a wynajęty przez Sunderlanda, okryty złą sławą naukowiec Alec Holland w trakcie własnego śledztwa odkrywa przedziwne zachowanie roślinności znalezionej w miejscach zbrodni. Trupów będzie coraz więcej, widma i upiory przybywają i z przeszłości, i z teraźniejszości. Koniec końców Holland zginie w trakcie pobierania próbek do dalszych eksperymentów. To jednak dopiero początek opowieści, skoro po jego śmierci z mokradeł wyłania się przerażający potwór... Nazwijmy rzeczy po imieniu: Swamp Thing nie jest serią, która przytłoczy narracyjnym rozmachem i realizacyjnymi fajerwerkami. Oszczędności budżetowe widać tu niemal na każdym kroku, by odwołać się tylko do faktu, że ekspozycja tytułowego bohatera zamiast wytłoczenia w CGI oparta jest na efektach praktycznych, a niektóre z lokacji przypominają sprawnie zakamuflowane, ale jednak wciąż makiety. Najważniejsze w tej historii wydaje się być to, co niekoniecznie jesteśmy w stanie opisać słowami. Ot, imponderabilia, zaklęte choćby w nieustannie wiszącej nad ekranowymi wydarzeniami atmosferze, która widzom powinna przywodzić na myśl takie projekty jak Miasteczko Twin Peaks, Z Archiwum X czy Detektyw. Jest coś niezwykle niepokojącego w wędrówce przez złowrogie moczary i samą fabułę, przy czym nie jest to podróż ani w stronę lekcji ze środowiska, ani ku Mickiewiczowskiemu matecznikowi. Z mgły i błota wyłania się tu bardziej jądro ciemności, natura w jej pierwotnym stanie. Na razie nie wiemy, dlaczego ludzie giną ani z jakich powodów przyroda upomina się o kolejne ofiary. Ta niewiedza niejednokrotnie przerazi, po stokroć mocniej niż wykorzystywana nieco po omacku konwencja horroru. Tak, wieje tu grozą, jednak nie liczcie na to, że kolejne sceny będą przyprawiać Was o palpitacje serca. Strach przychodzi raczej w lekkim powiewie, jest konsekwencją rozwiązywania większej zagadki. Bodajże najlepiej w pilocie serii działają niedopowiedzenia i zmienianie fabularnych perspektyw. Dlaczego Abby zabiła dawną przyjaciółkę? Kto strzelał w kierunku Hollanda? I prawdopodobnie najistotniejsze z pytań: a co wtedy, jeśli to nie bagienna istota, a ludzie są prawdziwym potworem w tej opowieści? Wszak według tzw. hipotezy Gai, natura zawsze dąży do tego, by obronić się przed złym wpływem człowieka na środowisko... Należy docenić twórców za to, że w trakcie godzinnego otwarcia produkcji udało im się tak dobrze rozpisać psychologię poszczególnych bohaterów - będziemy zainteresowani przeszłością i motywacjami właściwie każdego z nich. Dodajmy jeszcze do tego ekranową chemię, która w ekspresowym tempie rodzi się pomiędzy Arcane a Hollandem. Wielka w tym zasługa sprawnie radzących sobie ze swoimi rolami Crystal Reed i Andym Beanem. Jeśli chodzi o poziom gry aktorskiej ustępują oni jednak pola Virginii Madsen, która swoją Marię Sunderland portretuje emocjonalnie i subtelnie zarazem. Kontrastów i paradoksów w tej historii odnajdziemy całą masę; również na poziomie realizacyjnym, w którym atmosfera tajemnicy miesza się z nieustannymi wyskokami w stronę przerażających bagien. Nie może być inaczej, skoro reżyserem pilota jest odpowiadający wcześniej za kinową serię Underworld, Len Wiseman.  Choć widać i czuć, że zmaga się on ze stosunkowo skromnym budżetem, to jednak i tak zdołał on wycisnąć z tej historii to, co najlepsze. Już sam pilot serii jawi się jak wytrawny destylat klasycznych telewizyjnych horrorów i kryminałów - trudno na razie orzec, czy wrażenie to pozostanie z nami na dłużej. Akurat w opowieści o Potworze z bagien będziemy bowiem potrzebować wielu rozwiązań wizualnych, na które w serialowej skarbonce może zwyczajnie nie starczyć oszczędności.  Biorąc pod uwagę ten fakt, Swamp Thing może koniec końców zamienić się w produkcję, która podzieli widzów w kwestii jej odbioru. W mojej opinii, przy czym na razie więcej tu wróżenia z fusów niż wniosków opartych na dowodach, platforma DC Universe pokazuje nam serial mały w skali realizacyjnej, jednak wielki, jeśli chodzi o fabularne serce. Tak, stawiam dolary przeciwko orzechom, że opowieść raz po raz będzie zamieniać się w ekologiczny wykład, a aluzje polityczne zostaną zawoalowane w postawach i zachowaniach członków społeczności Marais. Dopóki jednak tego typu zabiegi są przyprawiane romansem z konwencją horroru i pogłębianiem psychologii postaci, wciąż będziemy wracać do komiksowych źródeł Potwora z bagien. W jego historii w powieściach graficznych odnajdziemy bowiem cuda i dziwy, o których większości z nas nigdy się nie śniło. Miłość, która przeczy prawom przyrody, dobro, które zwycięża zło, naturę jawiącą się jak aberrację i kojący w mocy sprawczej matecznik. To wszystko powinno nadejść, gdzieś na pograniczu jawy i snu. Mam nadzieję, że dzięki tej tajemniczej istocie z mokradeł wielu z nas inaczej spojrzy na otaczający nas świat - szansa na to jest całkiem spora.   
 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj