Mike to człowiek o dobrym sercu, ale przez to też czasem jest z niego straszna gapa. Gdy otrzymuje prezent od zauroczonej jego osobą koleżanki z pracy, daje jej naszyjnik kupiony dla żony. To rozpoczyna serię komicznych sytuacji, w których Mike próbuje zrobić wszystko, aby na ostatnią chwilę kupić drugi prezent dla małżonki. Wszystko się wyśmienicie komplikuje i dostarcza nam kawał dobrej zabawy, aż do wielkiego finału z pojawieniem się byłego narzeczonego współpracowniczki Mike'a. W tym leży właśnie siła The Michael J. Fox Show - w tytułowym bohaterze, który wzbudza sympatię, dostarcza wrażeń i wielu dobrych gagów.

Jasnym punktem odcinka jest gościnny występ Stinga, który okazuje się być prezentem od żony dla Mike'a. Piosenkarz pokazuje nam spory dystans do siebie oraz do branży, którą reprezentuje. Znakomicie to wygląda w jego rozmowie z Annie, która nie ma zielonego pojęcia na temat jego twórczości. Dzięki temu mamy kilka śmiesznych sytuacji oraz sympatyczną piosenkę na koniec. Nie spodziewałem się tak zabawnego występu po Stingu, który jednak idealnie wpisuje się w konwencję serialu. Czuć to zwłaszcza w momencie, gdy podrywa go siostra Annie.

Nieźle wypada wątek Iana, który za wszelką cenę chce zdobyć dla młodszego brata świąteczny prezent, o którym marzy. Znakomita jest scena w restauracyjce z facetem wyglądającym jak święty Mikołaj. Lubię takie mrugnięcia okiem do widza, które odpowiednio budują nastrój i pozwalają uśmiechnąć się, gdy w sposób tak prosty bohater serialu spełnia swoje świąteczne marzenie.

The Michael J. Fox Show obok Brooklyn Nine-Nine to najlepsza nowa komedia sezonu. Jak na razie każdy odcinek oferuje kawał dobrej zabawy.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj