Światełko to nowa propozycja National Geographic, rozgrywająca się w czasach II wojny światowej. Oceniam dwa pierwsze odcinki.
Światełko to serial, którego akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej – w Amsterdamie, który przez długi czas zachowywał neutralność w dobie konfliktu. Kiedy jednak do Holandii wkroczyły oddziały nazistów, mieszkańcy musieli szybko przewartościować swoje życie. Główną bohaterką jest Miep Gies, Holenderka i chrześcijanka, która staje się obserwatorką brutalnych wydarzeń związanych z prześladowaniem Żydów. Dziewczyna bez wahania postanawia pomóc żydowskiej rodzinie ze swojego najbliższego otoczenia. Ryzykując własne życie, znajduje schronienie dla Otto Franka, jego żony i dzieci, z których do dziś najbardziej kojarzymy Annę.
Światełko opowiada autentyczną historię, która rozgrywała się w tych okrutnych czasach na strychu kamienicy w Amsterdamie. I trzeba przyznać, że robi to naprawdę dobrze.
Serial przypomina klimatem inną produkcję National Geographic – mianowicie serial
Geniusz, a zwłaszcza jego pierwszy sezon, który opowiadał o Albercie Einsteinie. Pomijając już samo podobieństwo ogarniętego wojną świata przedstawionego, także i tutaj mamy do czynienia z surowymi, niedoświetlonymi kadrami, ponurą kolorystyką czy dużą dbałością o najmniejsze detale – z realizacyjnego punktu widzenia produkcja jest dopięta na ostatni guzik. Duża w tym zasługa gry aktorskiej, zwłaszcza
Bel Powley, która wciela się w główną bohaterkę. Aktorka znakomicie odnajduje się w swojej roli – jej Miep to postać żywa, pełna energii, rezolutna. Artystka dodaje tej produkcji blasku, dzięki czemu patrzy się na nią z przyjemnością. Tacy bohaterowie w naturalny sposób przyciągają do ekranu, ponieważ zwyczajnie chce się im kibicować.
Drugą istotną postacią jest Jan (w tej roli Joe Cole), mąż Miep. Między tą dwójką czuć wyraźną chemię, a wszystkie ich działania polegają na ścisłej współpracy – dwa pierwsze odcinki niemal w całości oparte są na grze zespołowej małżonków. Jan stoi jeszcze nieco w cieniu swojej żony, jednak i on ma realny wpływ na kolejne wydarzenia. Na ten moment para wydaje się kryształowa, a w serialu gości przede wszystkim dobroć, szlachetność, nieopisana odwaga i miłość, która pokona wszelkie przeszkody. Oczywiście pozytywnie wpływa to na energię bijącą z ekranu, ale jednocześnie niesie za sobą ryzyko patosu w momencie przesilenia tymi motywami. Wydaje się, że twórcy są tego świadomi, bowiem już w drugim odcinku zawiązują pewną tajemnicę, którą Jan ukryje przed swoją żoną – wątek może mieć kluczowe znaczenie dla dalszych wydarzeń. Na razie dwójka zakochanych nie odczuła zagrożenia na własnej skórze, a ukrywana przez nich rodzina wydaje się bezpieczna. Wiemy jednak, że w każdej chwili to wszystko może pęknąć i przynieść poważne konsekwencje wszystkim zaangażowanym. Stawka jest więc bardzo wysoka. W związku z tym, że całość obserwujemy oczami beztroskiej, młodej optymistki, sama wojna nie jest jeszcze szczególnie namacalna. Na tym etapie mamy w zasadzie tylko jedną okrutną scenę, w której żydowskie rodziny pakowane są do samochodów. Twórcy potrafią posługiwać się wymownymi kontrastami i zestawiają Miep ze światem, w którego istnienie dziewczyna nie może (i nie chce) uwierzyć. Ma to duży potencjał na rozwinięcie i stanowi obietnicę wielu trudnych emocjonalnie scen.
Na razie sama rodzina Franków zajmuje miejsce w tle. Choć tak naprawdę to Anna Frank jest postacią, którą z tej opowieści kojarzą wszyscy, w serialu uczyniono ją zwyczajną kapryśną nastolatką. Dziewczyna nie wychodzi na ten moment poza drugi plan, oddając perspektywę Miep. Wyraźniej od Anny widać jej ojca, Otto, w którego wciela się
Liev Schreiber. Relacja między nim a Miep (początkowo zawodowa, z czasem coraz bardziej serdeczna) to bardzo ważny wątek z trudnymi do przerobienia uczuciami. Mamy tu głowę rodziny, mężczyznę odpowiedzialnego za swoją żonę i dzieci, a także szanowanego przedsiębiorcę, który z dnia na dzień został zmuszony do życia w ukryciu, z czym nie może sobie poradzić. Schreiber znakomicie pokazuje wszystkie emocje, dzięki czemu Otto wzbudza współczucie – tak samo jak cała jego rodzina. Mimo że serial rozgrywa się prawie sto lat temu, ludzie w nim przedstawieni są bardzo autentyczni i zachowują się w naturalny, znajomy wszystkim sposób – to zdecydowanie największa siła tej produkcji.
Światełko to bardzo dobrze zapowiadająca się opowieść. Mimo szarych kadrów czy braku dynamicznej akcji ogląda się ją w pełnym zaciekawieniu. Serial składa się z ośmiu odcinków, a każdy z nich trwa około godziny – po dwóch pierwszych epizodach czuć, że akcja będzie tylko się zagęszczać. Fabuła z minuty na minutę dojrzewa i nabiera coraz bardziej ponurych barw - w tym samym czasie na naszych oczach dojrzewa i zmienia się też sama Miep. Z przebojowej i pozbawionej trosk dziewczyny staje się boleśnie doświadczoną realistką, która ryzykuje własne życie, by pomóc innym. Ciężar emocjonalny jest tu naprawdę duży. Pozostaje liczyć, że twórcy zrobią z tego pożytek i utrzymają wysoki poziom do końca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h