Zaczęło się nawet niewinnie. Choć tekst z przewróconą krową nie zapowiadał rewelacji, szybko zostało to nadrobione. Po pierwsze okazało się, że Święto Dziękczynienia bohaterowie spędzą w domu rodzinnym Howarda, co samo w sobie zapowiada katastrofę, ale zaraz w ruch poszła druga rewelacja. Była nią wiadomość, że Penny jest... mężatką!

Pamiętacie Zacka? To ten wysoki, przystojny idiota, z którym dziewczyna Leonarda niegdyś się spotykała. Okazuje się, że ich ostatnie Święto w Vegas skończyło się szybkim pobraniem w kaplicy. I właśnie ten fakt nadaje tonu całej historii.

Ani Rajesh, gotujący, choć niesamowicie wymagający, wręcz z zacięciem totalitarnym, ani też wiecznie biedny Howard, faszerujący matkę lekami, nie byliby największą niespodzianką odcinka. Wiadomość o ślubie Penny zdominowałaby epizod, gdyby nie okazało się, że Sheldon zna się na futbolu. Jest to informacja o tyle ważna, że doktor Cooper raczej nie przejawiał zainteresowania sportem. Spotkał się z teściem Howarda, który, jak dobrze wiadomo, niezbyt przepada za mężem swojej córki, Bernadette. Szanuje za to Sheldona, znającego się na amerykańskim sporcie. Postanawia pogadać i napić się piwa z młodym.

[video-browser playlist="633702" suggest=""]

Wtedy też ostatecznie popuszczone zostają hamulce, bo skoro Cooper zaczyna pić, to musi wydarzyć się coś śmiesznego. Oglądanie pijanego Sheldona, sypiącego gagami jak z rękawa, do tego bekającego, "spawającego" tapetę w łazience i przede wszystkim traktującego "po męsku" Amy, to gratka dla każdego fana Teorii wielkiego podrywu. Właśnie te wydarzenia, plus wizyta Zacka i unieważnienie małżeństwa, sprawiają, że sitcom wzniósł się na wyżyny humoru. 

Teoria Wielkiego Podrywu to chyba najlepszy emitowany obecnie sitcom, a przynajmniej najbardziej stały, jeżeli chodzi o poziom absurdalnego humoru. Ogląda się go z przyjemnością, bo twórcy za każdym razem wymyślają coś nowego i zabawnego, a nawet jeśli operują sprawdzonymi schematami, to robią to z wdziękiem i klasą. Najwidoczniej Chuck Lorre ze szczególną miłością upodobał sobie właśnie ten projekt, bo żaden inny jego serial nie jest w stanie utrzymać tak dobrego poziomu. Dla fana to nic złego, wszak zawsze może liczyć właśnie na opowieść o nerdach, nawet jeśli są coraz śmielsi w kontaktach z płcią przeciwną i coraz bardziej "normalni". Dziewiąty odcinek tylko to potwierdza. Chętnie jeszcze niejednokrotnie zobaczę pijanego Sheldona. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj